Szczerze
mówiąc było okropne. Bałagan wewnątrz nie do opisania. Szukałem
po ciemku koców, poduszek, materacy. Jakoś się udało, ale
wszystko zatęchłe, bo Mike po włamaniu zamknął łódkę na
głucho. Aż pleśń powłaziła na ściany.
Od
zewnątrz też nie lepiej, wszystko jakieś szare, zakurzone.
Na
początek wietrzę wszystko, układam, sprawdzam, wyrzucam co
zniszczone i liczę straty. Oprócz pontonu i silnika nie mogę
dopatrzyć się wielu innych rzeczy. Zdaje się, że zniknęły
wszystkie elektronarzędzia, kusza, odkurzacz, małe inwertery,
najlepsze wędki i skrzynka z całym wędkarskim osprzętem.
Jeszcze
przeglądam, więc pewnie znajdę jeszcze kilka braków. Na razie
najbardziej doskwiera mi jednak konieczność wiosłowania na moim
nowym pontoniku. Nie jest za stabilny i wygodny też nie. Już wiatr
mi porwał jedną poduszkę i płynąc siedzę teraz w wodzie. Kupa
jedzenia się zmarnowała, lekarstwa również. Wyciągam wszystko i
wyrzucam co stare i spleśniałe. Niestety Orion jak stajnia
Augiasza, „odszczurzanie” trochę potrwa.
Ponieważ
się staram to dostaję po dupie. Spaliłem się trochę na słońcu,
bo ciężko go uniknąć, a że poruszanie po łódce jest inne niż
na lądzie, to już wszystkie mięśnie mnie bolą.
Coś
mi się organizm przestawia na wersję tropikalną, bo nic nie chce
mi się jeść. A może to smak fasolki z puszki w różnych
odmianach mnie odrzuca. Chyba przejdę na dietę rumową. Gotować
nie trzeba, smak do przyjęcia, kalorii wiele.
łał
OdpowiedzUsuń