środa, 20 stycznia 2016

Doniesienia z frontu – Podróż (233)

Tragedii nie było, natomiast trochę nerwów tak. Taksówka podjechała punktualnie. Później niestety trafił się nieciekawy kierowca Modlin Busa. Już jak podjeżdżał pod stanowisko, z impetem i silnym hamowaniem, było widać, że coś z nim nie tak. Później, mądrala, miał komentarz do każdej sytuacji, ale o zachowaniu podstawowych form grzecznościowych jakoś nie pamiętał. Doradziłem mu odrobinę więcej profesjonalizmu, ale ponieważ znowu zaczął się wymądrzać i sytuacja rozwijała się w stronę pyskówki, olałem gościa. I tak nie zrozumie.
Na Okęciu, automat do odpraw, odmówił współpracy i musiałem odprawić się „w okienku”. Wszystko poszło dobrze, upewniłem się, że bagaż główny leci bezpośrednio na Tobago, nie muszę martwić się o nic we Frankfurcie. Jedyne co muszę tam zrobić to odebrać kartę pokładową na drugą część lotu.
Frankfurt trochę mnie zaskoczył. Musiałem się śpieszyć bo na przesiadkę miałem trochę ponad godzinę, a tu żadnej informacji dla podróżnych, tablice wskazują gdzie jest odprawa paszportowa, odbiór bagażu i wyjście, ale ja nie chciałem ani odbierać bagażu, ani wychodzić. Pracowników lotniska też nie było widać. Z trudem znaleziona pani w jakimś uniformie, bardzo znudzona, o urodzie sugerującej wcześniejszą falę imigracji skierowała mnie do stanowisk Condora. Po skorzystaniu z jej wskazówek znalazłem się w hali gdzie pasażerowie czekają na wejście na pokład. Niestety kierunek lotów się nie zgadzał. Przewoźnik (Condor) też nie. Cofnąłem się po własnych śladach i podszedłem do odprawy tłumacząc na wstępie gdzie chcę się dostać. Tym razem skierowano mnie do punktu informacyjnego, a stamtąd do hali gdzie odprawiał pasażerów Condor z Lufthansą. Wydrukowano mi kartę pokładową, wskazano gdzie mam czekać. Nie wiem co mnie tknęło, że podszedłem jeszcze raz i zapytałem o bagaż główny. Ten, o który miałem się nie martwić. Okazało się, że pani musi zeskanować jeszcze mój kwitek nadania bagażu z trasy Warszawa-Frankfurt i wprowadzić go do systemu bo w przeciwnym wypadku bagaż nie zostanie załadowany. Tylko skąd miałem to wiedzieć? Bez komentarza.
Lot przespałem z krótkimi przerwami na posiłki. Nie potrzebowałem nawet drinków, których Condor, jako tania linia, nie serwuje w klasie ekonomicznej.
Na Tobago natychmiast wróciły wspomnienia. Te negatywne. Czarny lud jest mistrzem w duplikowaniu stanowisk już wcześniej kilkakrotnie zduplikowanych tak, by nikt się za bardzo nie napracował. Pewnie walczą tak z bezrobociem. Samolot się spóźnił, kolejka do odprawy ogromna, niemieccy turyści się nie śpieszą, obsługa jeszcze mniej, ja mam do odlotu samolotu na Trynidad godzinę, a już 30 minut czekam. Na szczęście otworzyli kilka nowych stanowisk, poszło szybciej i po pół godziny pani oficer wstemplowała mi wizę. DWUDNIOWĄ !!!!!!! Mam się zgłosić do imigracyjnego w Chaguaramas i tam dadzą mi trzy miesięczną. Tłumaczyłem jej, że w Chaguaramas nie chcą tego robić, jeżeli nie dostałem się drogą morską, ale czarnego luda trudno przekonać. Zostało tak jak jest. Mogłem odebrać bagaż. O dziwo był na miejscu. Następnie musiałem wytłumaczyć po co mi ponton i biegiem skierować się do stanowisk obsługujących loty lokalne. Gdy zobaczyłem kolejkę dotarło do mnie, że nie mam szans na wylot o czasie. Fart, że usłyszałem pytanie, czy ktoś jeszcze czeka na lot 115cośtam. Oczywiście nie wiedziałem czy to mój, ale zgłosiłem, że ja. I trafiłem. Pani sprawdziła mój bilet, przejrzała dokumenty i kazała biec do hali odlotów, bo mam samolot za 10 minut. Biegnij Forest, biegnij więc pobiegłem. Znowu sprawdzenie bagażu, zdejmowanie pasków, wywalanie wszystkiego z kieszeni i już prawie byłem szczęśliwy, gdy okazało się, że nie mam dokumentów. Nie pamiętałem gdzie je straciłem, wydawało mi się, że jeszcze przed chwilą miałem je w ręku. Na dodatek obsługa nie chce mnie wypuścić z powrotem. Tłumaczę, że może gdzieś leżą, bo wypadły mi z ręki, może zostawiłem przy odprawie, ale nie nie mogę już wyjść. Ok, to co ze mną zrobicie? Polecieć nie mogę wrócić się i poszukać też nie. Nie wiedzą. To pomyślcie. Naradzają się. Mogę iść, ale jeszcze raz będą musieli mnie sprawdzić jak wrócę. To o to chodziło?!?! Że na tych kilkudziesięciu pasażerów włożycie niepotrzebnie ogrom swojej pracy i sprawdzicie mnie drugi raz? Ich lenistwo nie ma górnej granicy.
Pobiegłem z powrotem do stanowiska odpraw rozglądając się po drodze czy moje papiery gdzieś nie leżą. Leżały u pani, która mnie wcześniej odprawiała. Zdenerwowany, ale szczęśliwy wracam tym razem wolnym krokiem. Nie ma się już co śpieszyć, jest 15 minut po odlocie. Gdy obsługa hali mnie zobaczyła nie kryła oburzenia. Dlaczego się nie śpieszę skoro samolot na mnie czeka? Ale jaja, opóźniłem start samolotu o jakieś pół godziny.
Na Trynidadzie przejazd z lotniska do Chaguaramas przebiegł już bez komplikacji. Dwa autobusy, ponad godzina jazdy i koszt 3 złote.
Do mariny Power Boats dotarłem około 22-giej. Liczyłem na jakiś przepływający ponton i podwózkę do Mike'a z El Lobo, ale na wodzie cisza. W knajpie też brak gości. Nikogo znajomego. W końcu poprosiłem kogoś by zawołał przez radio, czy ktoś może mnie podrzucić na łódkę. Brak odpowiedzi. Nikt ze znajomych – Mike, Shaun, Herbert – też nie odpowiedzieli. Trudno, od tego samego gościa pożyczyłem pompkę, jedno wiosło, wyciągnąłem ponton i zaczynam dmuchać. Podjechał jakiś samochód i goście skomentowali moje wysiłki. Od słowa do słowa okazało się, że mają łódkę w marinie, a co ważniejsze mogą używać marinowej łódki. Zapakowałem rozbebeszone bagaże, częściowo napompowany ponton i popłynęliśmy. Ponieważ klucze od Oriona ma Mike do środka dostałem się drogą utorowaną przez złodziei. Trochę ekwilibrystycznie, tym bardziej, że z bagażami. Ogarnąłem co mogłem i walnąłem na koję. Wystarczy jak na jeden dzień.


5 komentarzy:

  1. Poczatek niezly. Ale takie sa uroki podrozy- zdarzaly nam sie juz podobne sytuacje.
    Nie martw sie Tomek.
    Wielcy ludzie z reguly na poczatku mieli problemy.
    Powodzenia.
    Andrzej i Susan

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek: nie martw sie.
    Wszyscy wielcy ludzie mieli na razie problemy
    Zachowaj swoje wpisy- kiedys z tego powstanie prawdziwa ksiazka ktora bedziesz wnukom opowiadal
    Na poczatku to jest wkurwiajace ale prawdziwe .
    Trzymaj sie
    Andrzej ( po lilku drinkach) i Susan

    OdpowiedzUsuń
  3. Przygoda za przygodą ,ale przeważnie tylko takie momenty zostają na długo w pamięci.Jak widać, szczęście w nieszczęsciu ci sprzyja ,więc do przodu Tomek.Pozdrawiam Lidka

    OdpowiedzUsuń
  4. Zachęcająco i egzotycznie zaczęła się wyprawa.Parę przeszkód w dotarciu do celu nie załamało ci ducha i niech tak zostanie.Powodzonka.Lidka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. To wszystko z powodu mojego niezorganizowania i braku skupienia na sprawach ważnych. Trochę pecha, trochę farta.

      Usuń