Tragedii
nie było, natomiast trochę nerwów tak. Taksówka podjechała
punktualnie. Później niestety trafił się nieciekawy kierowca
Modlin Busa. Już jak podjeżdżał pod stanowisko, z impetem i
silnym hamowaniem, było widać, że coś z nim nie tak. Później,
mądrala, miał komentarz do każdej sytuacji, ale o zachowaniu
podstawowych form grzecznościowych jakoś nie pamiętał. Doradziłem
mu odrobinę więcej profesjonalizmu, ale ponieważ znowu zaczął
się wymądrzać i sytuacja rozwijała się w stronę pyskówki,
olałem gościa. I tak nie zrozumie.
Na
Okęciu, automat do odpraw, odmówił współpracy i musiałem
odprawić się „w okienku”. Wszystko poszło dobrze, upewniłem
się, że bagaż główny leci bezpośrednio na Tobago, nie muszę
martwić się o nic we Frankfurcie. Jedyne co muszę tam zrobić to
odebrać kartę pokładową na drugą część lotu.
Frankfurt
trochę mnie zaskoczył. Musiałem się śpieszyć bo na przesiadkę
miałem trochę ponad godzinę, a tu żadnej informacji dla
podróżnych, tablice wskazują gdzie jest odprawa paszportowa,
odbiór bagażu i wyjście, ale ja nie chciałem ani odbierać
bagażu, ani wychodzić. Pracowników lotniska też nie było widać.
Z trudem znaleziona pani w jakimś uniformie, bardzo znudzona, o
urodzie sugerującej wcześniejszą falę imigracji skierowała mnie
do stanowisk Condora. Po skorzystaniu z jej wskazówek znalazłem się
w hali gdzie pasażerowie czekają na wejście na pokład. Niestety
kierunek lotów się nie zgadzał. Przewoźnik (Condor) też nie.
Cofnąłem się po własnych śladach i podszedłem do odprawy
tłumacząc na wstępie gdzie chcę się dostać. Tym razem
skierowano mnie do punktu informacyjnego, a stamtąd do hali gdzie
odprawiał pasażerów Condor z Lufthansą. Wydrukowano mi kartę
pokładową, wskazano gdzie mam czekać. Nie wiem co mnie tknęło,
że podszedłem jeszcze raz i zapytałem o bagaż główny. Ten, o
który miałem się nie martwić. Okazało się, że pani musi
zeskanować jeszcze mój kwitek nadania bagażu z trasy
Warszawa-Frankfurt i wprowadzić go do systemu bo w przeciwnym
wypadku bagaż nie zostanie załadowany. Tylko skąd miałem to
wiedzieć? Bez komentarza.
Lot
przespałem z krótkimi przerwami na posiłki. Nie potrzebowałem
nawet drinków, których Condor, jako tania linia, nie serwuje w
klasie ekonomicznej.
Na
Tobago natychmiast wróciły wspomnienia. Te negatywne. Czarny lud
jest mistrzem w duplikowaniu stanowisk już wcześniej kilkakrotnie
zduplikowanych tak, by nikt się za bardzo nie napracował. Pewnie
walczą tak z bezrobociem. Samolot się spóźnił, kolejka do
odprawy ogromna, niemieccy turyści się nie śpieszą, obsługa
jeszcze mniej, ja mam do odlotu samolotu na Trynidad godzinę, a już
30 minut czekam. Na szczęście otworzyli kilka nowych stanowisk,
poszło szybciej i po pół godziny pani oficer wstemplowała mi
wizę. DWUDNIOWĄ !!!!!!! Mam się zgłosić do imigracyjnego w
Chaguaramas i tam dadzą mi trzy miesięczną. Tłumaczyłem jej, że
w Chaguaramas nie chcą tego robić, jeżeli nie dostałem się drogą
morską, ale czarnego luda trudno przekonać. Zostało tak jak jest.
Mogłem odebrać bagaż. O dziwo był na miejscu. Następnie musiałem
wytłumaczyć po co mi ponton i biegiem skierować się do stanowisk
obsługujących loty lokalne. Gdy zobaczyłem kolejkę dotarło do
mnie, że nie mam szans na wylot o czasie. Fart, że usłyszałem
pytanie, czy ktoś jeszcze czeka na lot 115cośtam. Oczywiście nie
wiedziałem czy to mój, ale zgłosiłem, że ja. I trafiłem. Pani
sprawdziła mój bilet, przejrzała dokumenty i kazała biec do hali
odlotów, bo mam samolot za 10 minut. Biegnij Forest, biegnij więc
pobiegłem. Znowu sprawdzenie bagażu, zdejmowanie pasków, wywalanie
wszystkiego z kieszeni i już prawie byłem szczęśliwy, gdy okazało
się, że nie mam dokumentów. Nie pamiętałem gdzie je straciłem,
wydawało mi się, że jeszcze przed chwilą miałem je w ręku. Na
dodatek obsługa nie chce mnie wypuścić z powrotem. Tłumaczę, że
może gdzieś leżą, bo wypadły mi z ręki, może zostawiłem przy
odprawie, ale nie nie mogę już wyjść. Ok, to co ze mną zrobicie?
Polecieć nie mogę wrócić się i poszukać też nie. Nie wiedzą.
To pomyślcie. Naradzają się. Mogę iść, ale jeszcze raz będą
musieli mnie sprawdzić jak wrócę. To o to chodziło?!?! Że na
tych kilkudziesięciu pasażerów włożycie niepotrzebnie ogrom
swojej pracy i sprawdzicie mnie drugi raz? Ich lenistwo nie ma górnej
granicy.
Pobiegłem
z powrotem do stanowiska odpraw rozglądając się po drodze czy moje
papiery gdzieś nie leżą. Leżały u pani, która mnie wcześniej
odprawiała. Zdenerwowany, ale szczęśliwy wracam tym razem wolnym
krokiem. Nie ma się już co śpieszyć, jest 15 minut po odlocie.
Gdy obsługa hali mnie zobaczyła nie kryła oburzenia. Dlaczego się
nie śpieszę skoro samolot na mnie czeka? Ale jaja, opóźniłem
start samolotu o jakieś pół godziny.
Na
Trynidadzie przejazd z lotniska do Chaguaramas przebiegł już bez
komplikacji. Dwa autobusy, ponad godzina jazdy i koszt 3 złote.
Do
mariny Power Boats dotarłem około 22-giej. Liczyłem na jakiś
przepływający ponton i podwózkę do Mike'a z El Lobo, ale na
wodzie cisza. W knajpie też brak gości. Nikogo znajomego. W końcu
poprosiłem kogoś by zawołał przez radio, czy ktoś może mnie
podrzucić na łódkę. Brak odpowiedzi. Nikt ze znajomych – Mike,
Shaun, Herbert – też nie odpowiedzieli. Trudno, od tego samego
gościa pożyczyłem pompkę, jedno wiosło, wyciągnąłem ponton i
zaczynam dmuchać. Podjechał jakiś samochód i goście skomentowali
moje wysiłki. Od słowa do słowa okazało się, że mają łódkę
w marinie, a co ważniejsze mogą używać marinowej łódki.
Zapakowałem rozbebeszone bagaże, częściowo napompowany ponton i
popłynęliśmy. Ponieważ klucze od Oriona ma Mike do środka
dostałem się drogą utorowaną przez złodziei. Trochę
ekwilibrystycznie, tym bardziej, że z bagażami. Ogarnąłem co
mogłem i walnąłem na koję. Wystarczy jak na jeden dzień.
Poczatek niezly. Ale takie sa uroki podrozy- zdarzaly nam sie juz podobne sytuacje.
OdpowiedzUsuńNie martw sie Tomek.
Wielcy ludzie z reguly na poczatku mieli problemy.
Powodzenia.
Andrzej i Susan
Tomek: nie martw sie.
OdpowiedzUsuńWszyscy wielcy ludzie mieli na razie problemy
Zachowaj swoje wpisy- kiedys z tego powstanie prawdziwa ksiazka ktora bedziesz wnukom opowiadal
Na poczatku to jest wkurwiajace ale prawdziwe .
Trzymaj sie
Andrzej ( po lilku drinkach) i Susan
Przygoda za przygodą ,ale przeważnie tylko takie momenty zostają na długo w pamięci.Jak widać, szczęście w nieszczęsciu ci sprzyja ,więc do przodu Tomek.Pozdrawiam Lidka
OdpowiedzUsuńZachęcająco i egzotycznie zaczęła się wyprawa.Parę przeszkód w dotarciu do celu nie załamało ci ducha i niech tak zostanie.Powodzonka.Lidka
OdpowiedzUsuńDzięki. To wszystko z powodu mojego niezorganizowania i braku skupienia na sprawach ważnych. Trochę pecha, trochę farta.
Usuń