środa, 26 kwietnia 2017

Jestem wykończony (310)



Wczoraj wyciągnęli mnie z poślizgiem. Miała być dziewiąta, była 13-ta. Rano zjechali się pomocnicy. Poprosiłem o pomoc kilka osób, bo nie bardzo chciało mi się włazić pod wodę i czyścić kilkuletnie narośla. Miał przyjechać Herbert, Gordon, Peter – jak na razie sami Niemcy ;-) i Roman – mówiący po polsku, ale narodowości tajnej. Niemcy zjechali się punktualnie, Roman się nie zjechał. Trudno. Zapamiętam.
Jakoś przepchaliśmy Oriona, ale sterowność podczas tej przejażdżki nie była jego silną stroną. Przydałaby się jeszcze jedna dinghy. Później musieliśmy go wypchnąć z doku, później obrócić, później zaczekać, przestawić ponownie i na koniec wreszcie wyciągnąć.
Półtora dnia zeszło mi na układaniu sobie życia w nowym miejscu i czyszczeniu łódki. Było co robić. Zdjęcia dobrze oddają urodę życia podwodnego ;-)



Jak na razie dostaję po dupie. Ponieważ ponton też wyciągnąłem, muszę teraz zapitalać do sklepu per pedes i bawić się w torbacza dźwigając torby z zakupami. Doceniam coraz bardziej „drogę wodną” i pontonik do pomocy.
Coral Cove nie podoba mi się. Nie mają wiifii, a wodę mają miejską, co przy aktualnej suszy skutkuje jej brakiem wieczorami, czyli wtedy, gdy wypadałoby się umyć po całym dniu pracy.
Od jutra zaczynam zabawę ze sterem. Na początek. Później, równolegle, trzeba wymyślić jak naprawić wał, ale co jest do roboty, okaże się po jego odpięciu. Naprawa pokładu, antyporostówka, itp. to pierdoły. Wymagają tylko wysiłku i czasu.


wtorek, 18 kwietnia 2017

Pompa podwodna i wyciąganie (309)

Nie ma co czekać. Pewien splot wydarzeń zmusił mnie do szybkiego podjęcia decyzji o wyciągnięciu łódki. Cel – naprawy.
Gdy przyjechałem na łódce było sucho. Żadnej wody w zenzach. Ale wczoraj coś tak dziwnie chlupotało, że aż zmobilizowało mnie do podniesienia kawałka podłogi. Woda była tuż pod, a pompa pół metra pod powierzchnią. Szlag chyba trafił czujnik i automatyczne wypompowywanie nie zadziałało. Pytanie skąd ta woda? Wszystko wskazuje na zawór w kibelku. Jest wyraźnie skorodowany (choć ze stali nierdzewnej ;-) i mam wrażenie, że woda przesącza się bezpośrednio przez ściankę. Nie będę ryzykował. Z kilka dni, wszystko już ustalone, wyciągają mnie w Coral Cove na miesiąc. Wolałbym Power Boats ale money talks ;-)
Zanosi się na ciężki zap...dol, bo lista napraw jest długa :-(

niedziela, 16 kwietnia 2017

Dzień lenistwa i skopane dupy (308)

Po raz pierwszy od przyjazdu, z okazji drugiej miesięcznicy pobytu i świątecznej niedzieli zrobiłem sobie dzień lenistwa. No może nie tak na 100%, bo rano wstałem i chciałem skończyć małą robótkę z wczoraj. Tylko, że jak z pośpiechu wywierciłem kilka dziur nie w tym miejscu i zamiast skończyć pracę, to ją zepsułem ….. co tu gadać – postanowiłem odpuścić.
Niestety złość się we mnie gotowała, więc postanowiłem skopać czyjś tyłek. No i padło na tradycyjne niedzielne domino w wersji mexican train. Okazało się, że złość jest silnym bodźcem motywującym i z 13 gier wygrałem 8 ;-)
Na dowód przedstawiam zdjęcie z Zajączkiem Wielkanocnym, który nas odwiedził w trakcie gry. Nie wiedziałem tylko jakiej jest płci, więc dla bezpieczeństwa nie przytulałem się zbyt mocno ;-)

Moje plany z wyciągnięciem łódki na ląd czekają na odpowiedź od jednego z managerów. Prawdopodobnie uzyskam ją we wtorek.
Okazało się też, że taśmy kupione w Hong Kongu poprzez ebay działają dobrze. Tylko zdjęcie świecących diodek nie wychodzi zbyt ostro. No i dałem za długi pasek, widno jest jak nigdy.


czwartek, 13 kwietnia 2017

Bad luck (307)

Zawsze jakoś tak się dzieje, że gdy coś jest zaskakująco pozytywne, jak na przykład internet na łódce, to w dziwny sposób ulega kasacji. Od dawna już mam teorię, że to wszystko powoduje mój „bad luck”. Boję się tylko, że ludzie mnie zlinczują jak się o tym dowiedzą. Od mojego przyjazdu, aż do niedzieli internet działał, później się skopał, raz działał raz nie. Obecnie sytuacja się ustabilizowała – nie działa.
Choć dzieje się niewiele i niestety niewiele zmienia, rozpocząłem poszukiwania taniej mariny. W końcu muszę się zdecydować na jakiś poważniejszy ruch. Mam dwie opcje – Power Boats i Coral Cove. Wolałbym PB, ale decydować będą pieniądze. Pierwszą ofertę już znam. Co do CC odpowiedź będę miał dzisiaj.
Szykuje się okres wytężonej pracy, przy czym malowanie dna jest chyba rzeczą najprostszą. Boję się o wał, czy uda się go naprawić w prosty sposób, i o ster, bo tu też muszę skorzystać z „usług obcych”. No i wymiana części pokładu może mnie zmęczyć. Pewnie będzie jak zwykle – gdy rozbiorę pokład będzie ulewa i zniszczy wszystko co zrobiłem w środku do tej pory. Takie realno-optymistyczne myślenie.
Na dodatek nie mogę znaleźć moskitiery, a w marinie nie wytrzymam bez niej. Te małe bydlaki mnie zeżrą. Pewnie trzeba będzie kupić nową, choć dwie są w jakiejś dziurze.
Powoli też myślę jak się stąd wyrwać. Dałem jakieś śmieszne ogłoszenia na polskich portalach, ale nadziei raczej nie mam. Grupa docelowa jakoś mi się nie zgadza. Trzeba będzie też coś dać na angielskojęzycznych, ale to jak już będę znał termin.

wtorek, 28 marca 2017

Drobny błąd w nawigacji (306)

Chłopcy, którzy wypłynęli na 28 stopowej łódce kupionej od Romana – Francuz (właściciel i kapitan), Australijczyk i Rosjanin Nikita nie dotarli na Grenadę. Na szczęście już się odnaleźli na Bonaire, a po drodze jakoś jeszcze zahaczyli o Isla de Margarita ;-) Kierunki pomyliły im się o jakieś 90 stopni. Podobno nie poddają się i nadal walczą ;-)

niedziela, 26 marca 2017

Zginęła dziewczyna (305)


Fatalne, tragiczne wydarzenie - zginęła córka znajomych z jachtu Cape. Spadła z masztu 60-cio metrowego jachtu Germania Nova podczas pracy. Jach cumował na Jamajce.

Dwa dni temu odbyło się spotkanie połączone z loterią czyt. datkami dla wspomożenia rodziny. Spotkanie bez sensu. Ludzie, inni żeglarze, nie potrafią już odczuwać empatii, nic ich nie obchodzi oprócz końca własnego nosa.
Spotykaliśmy ich kilka razy w tygodniu. Najpierw stali w Coral Cove, później w Power Boats. Pamiętam ich dzieci właściwie od 4 lat. Starsza córka i o trochę młodszy syn. Muzykowali, uczyli się, dosłownie dorastali na jachcie i później w marinach, właściwie nie znali innego życia. Rodzina pochodzi z Walii. Wypłynęli z zamiarem opłynięcia świata 10 lat temu.
Podobno wyluzowały się liny. Nie wiem jak to możliwe, ale najczęściej jest to błąd ludzki. Dlaczego nie miała drugiej linki asekuracyjnej?
Wbrew doniesieniom prasowym, że zmarła w szpitalu, rodzina twierdzi, że zginęła natychmiast. Nie cierpiała.