Dojechaliśmy. Już dawno temu. Z bólem pleców i poniżej, ale dojechaliśmy. Byliśmy w Łodzi
około 2-giej w nocy, czyli podróż trwała zgodnie z
przewidywaniami jakieś 38 godzin. Nie ma jednak co narzekać, obyło
się bez przygód, bagaże też dojechały.
W
Polsce chcieliśmy w pierwszej kolejności załatwić jakiś dostęp
do netu. No i okazało się, że nie jest łatwo znaleźć internet z
umową na kilka miesięcy. Proponowane umowy są zazwyczaj 12 lub 24
miesięczne. No i trochę to trwało, tym bardziej, że poruszamy się
komunikacją publiczną, co boli i zajmuje kupę czasu.
Na
koniec kupiliśmy modem LTE z play'a wraz z usługą nielimitowany
net na miesiąc za 45 złotych. Na razie hula co umożliwiło nam
następne działania.
Mieliśmy
też w planach kupno jakiegoś samochodu, strucla za parę groszy,
żeby było czym jeździć, a później bez żalu wyrzucić. No, ale
zanim coś znaleźliśmy okazało się, że moje plany dotyczące
pracy zagrały. Jutro jadę do Węgorzewa jako pracownik Róży
Wiatrów. Mam szkolić młodzież na stopień żeglarza jachtowego.
Ci co mnie znają pewnie wybuchnęli śmiechem. Przecież moje
opanowanie, wyrozumiałość, spokój i cierpliwość są wręcz
legendarne. Mam nadzieję, że „młodzież” mnie nie wykończy, i
że ja nie wykończę „młodzieży”.
W
każdym bądź razie jest to „nowa męska przygoda”. Zdecydowałem
się jednak traktując to jako pewnego rodzaju odskocznię.
Odpoczynek po Orionie. No i Ola potrzebuje odpoczynku ode mnie. Muszę
jednak przez to wszystko „wrócić do korzeni”, przypomnieć sobie komendy, manewry
na mieczówkach, teorię, a od dawna jestem od tych korzeni daleko.
Chyba jednak wolę pływanie po Karaibach. Niestety jutro rano
wyjeżdżam ;-) Doniesienia z wakacji wraz z podsumowaniami strat w
ludziach będę podawał na bieżąco ;-))))
Gdyby przypadkiem potrzebowali specjaliste od robot bosmanskich i nauki wezlow to daj mi znac.
OdpowiedzUsuńMoje umiejetnosci w tym zakresie sa tez legendarne..