sobota, 4 marca 2017

Dobrowolna zsyłka (298)

Od dwóch dni nie ruszam się z łódki. Pontonik wisi sobie na burcie i dobrze. Kupiłem zapas jadła, napojów i w zasadzie nie mam potrzeby ruszać się gdziekolwiek. Poza tym nie chce mi się, szkoda czasu. A szkoda, bo zauważyłem, że jak się gdzieś ruszam, to zawsze z planów na „krótkie wyjście” nic nie wychodzi i wyjście robi się długie.
Denerwuje mnie oczywiście, że moja dłubanina się przeciąga, że robię prace, które z pozoru donikąd nie prowadzą. No bo jak ma mi pomóc w wypłynięciu przestawienie lodówki, skończenie drzwiczek do szafki, czy dachu mojej „niby sterówki”. Choć z tym dachem to niekoniecznie tak, bo cieknąca do barłogu woda nie sprawia zbyt dużo frajdy.
Na szczęście pamięć mi wraca i przypominam sobie przyzwyczajenia z poprzedniego pobytu. Głównie – nie myśl, nie kombinuj, pracuj, rób, działaj, a efekt się pojawi. Oraz, co ważniejsze – że cebula jest perfekcyjnym warzywem nadającym się do wszystkich dań. No może z wyjątkiem budyniu.
Na TT zmieniło się coś jeszcze – ceny. Nie, nie, nie spadły. Artykuły pierwszej potrzeby - rum Cavalier z Antigui podskoczył z 64 na 76, piwo z 10 na 11 w Power Boats Marina. Gotowe lokalne obiady, których cena zaczynała się od 25, teraz zaczynają się od 35. Masakra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz