Wydawało
mi się, że już do końca zwariowałem. Gadanie do samego siebie
jeszcze jakoś sobie tłumaczyłem, ale omamy słuchowe to już
przegięcie. Wiem, wiem, jak nie słychać wyraźnie to mózg
podpowiada najbardziej zbliżoną i znaną wersję. Jestem jednak na
Trynidadzie, a tu znana melodia i znane słowa. Podbiegłem, pogłośniłem …. nie no przecież leci po angielsku. Posłuchałem chwilę i refren jednak
po polsku. Czyli nie zgłupiałem tak do końca. Nie wiem co to za
wersja. Śpiewa ewidentnie obcokrajowiec, większość tekstu jest
angielska, ale „mooja droga ja Cię koocham” po polsku. Szok. A
na dodatek mogłem wpaść w depresję będąc przekonanym, że coś
…. no …. tego, nie tak ze mną.
Co
do Aureol'a – żeglarzem był John, anglik, 79 lat, cukrzyk. Na
jachcie znaleziono zapas leków na pół roku, czyli nie zamierzał
ze sobą skończyć. Wyłowiono też ciało, rodzina jeszcze nie
dokonała rozpoznania. Brak innych wiadomości. Kiepska sprawa.
No
a teraz tradycyjne danie trynidadzkie. A właściwie dwa dania i tak
nie do końca trynidadzkie. Najpierw przekąska. Składniki –
antipasti, czyli suszone pomidory w marynacie z oleju, angielka
trynidadzka, boczek w kawałkach.
Czas
przyrządzania - jeden drink.
Boczek
podsmażyć solidnie na patelni na oliwce z pomidorów. Lubię
skwarki. Pod koniec na wytopionym tłuszczyku podpiec lekko angielkę.
Na talerz położyć przyrumienione pieczywko, na nią pomidora,
posypać wszystko skwareczkami, bo co jak co, ale bekon mają Anglicy
naprawdę dobry, a co za tym idzie również ich byłe kolonie.
Uwaga.
Drinka zrobić mocnego, bo przekąska raczej tłusta. Ale pyszna ;-)
Danie
główne. Składniki – ten sam boczek, puszka czerwonej fasoli
(duża), puszka przecieru pomidorowego (o połowę mniejsza),
angielka, cebula, okra, przyprawy.
Czas
przyrządzania – maksimum dwa drinki.
Boczek
podsmażyć na patelni, pod koniec dodać cebulę. W tym samym czasie
opłukaną fasolę i przecier pomidorowy wrzucić do drugiego garnka
i obrabiać termicznie :-) Ponieważ nie wiem jak dokładnie się to
robi, więc dodaję trochę wody, trochę oleju, trochę przypraw i
próbuję co z tego wychodzi. Podsmażony boczek z cebulą wrzucić
do fasoli i … gotować? smażyć? nie wiem – podgrzewać!
Po
kilku minutach jest gotowe i bardzo dobre. Angielka – bo nie
chciało mi się za dużo robić, a okra na surowo też jest ok.
Przeciąłem ją na pół, opłukałem i poleżała chwilę w
„balsamico de modena”. Trochę "śliska" w jedzeniu, bo wydziela jakiś lepki sok, ale podobno zdrowa.
Tomek;
OdpowiedzUsuńNie martw sie. Slyszalem o gosciu ktory ma jeszcze gorsze omamy bo widzial np strzelajace brzozy i sztuczna mgle i to mu wcale nie przeszkodzilo w zyciu bo zostal nawet ministrem obrony..
No fakt mial szczescie ze go nie zbadal wczesniej dobry psychiatra.
Tak ze nie ma problemu.
Czy ten blog z remontowo-żeglarskiego zmienił profil na kulinarny? I komentarzy jakby mniej. Chyba to zaczęło być trochę nudne, zamiast fajnych zdjęć okolicy, ludzi przybywających w odwiedziny czy właścicieli zaprzyjaźnionych jachtów to co mamy ... TALERZE.
OdpowiedzUsuńTy, Anonim, komentarz opublikowalem, ale musisz wiedziec, ze na mistera popularnosci to ja nie startuje. Pisze o tym co mnie zajmuje. Chcesz laurki? Jest mnostwo blogow, szczegolnie z oferta czarteru, na ktorych dowiesz sie jak to zawsze jest pieknie i wspaniale. Zdjecia tez sa przepiekne. Ja zapierniczam codziennie w temperaturze powyzej 30 stopni i czasami mam dosc widoczkow, gosci i nawet komentarzy na blogu.
UsuńZaprzyjaxnione jachty? Czlowieku jaka przyjazn? Jak masz robote, jestes w potrzebie, to przyjazn jest zazwyczaj werbalna, a taka ja mam w dupie.