sobota, 12 marca 2016

Doniesienia z frontu (kulinarnego ;-) - Śniadanie mistrzów (255)

Zaczynam odnosić wrażenie, że najważniejsze na blogu robią się kulinaria. No ale nie ma się co dziwić. Przygotowanie żarcia zajmuje mi sporo czasu i wymaga sporo inwencji. Dla mnie to „twórczy proces”, bo w zasadzie za każdym razem muszę coś nowego wykombinować. Obejść chwilowe braki produktów, których zapomniałem kupić. Ale o tym za chwilę.
W Chaguaramas trochę się rozdmuchało. Jestem przekonany, że to działanie celowe i złośliwe. Dopóki nie powiesiłem plandeki na dziobie było cicho i spokojnie. Jak już wydałem na nią kasę to ktoś mi chce ją podrzeć. Jak zwykle.
Wreszcie wziąłem się za łódkę. Po gościach i pracy zarobkowej mam niedosyt i wyrzuty sumienia, że za mało przyciskam na Orionie. Dzisiaj jednak z chęcią i dużym optymizmem wziąłem się za robotę. Wszystkie graty z mesy wyniosłem znowu do kabiny rufowej, przejrzałem parę miejsc, przygotowałem miejsce na wyciągnięcie wszystkiego z „małej kabinki”, co planuję na jutro. Myślę, że ta chęć do działania wzięła się z porządnego posiłku. Najlepsze śniadanie jakie miałem od przyjazdu. Precz z płatkami kukurydzianymi, precz z kanapkami z mielonką i serem. Angela, która dopiero wczoraj się zwodowała, przywiozła mi dzisiaj rano w prezencie pewne produkty. Torebkę z czymś w środku i główkę czosnku. Efekt poniżej.



Dla mnie najważniejsze jest by krewetki były czyste. Miejscowi pokazali mi rok temu jak to się robi i dlatego pieczołowicie wycinam im przewód pokarmowy, czego jak zauważyłem w restauracjach nie robią. I błąd. Moje krewetki były czyste i pyszne. Z czosnkiem, do tego chrupkie pieczywo z masełkiem (bo tylko takie miałem, a przydałaby się dobra bagietka i nie gorsze winko).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz