Zaczynam
się poważnie zastanawiać jakie (następne?) skrzywienie psychiczne
mnie dopadło, że ciągle zajmuję się tylko jedzeniem. Wygląda
jakbym nic innego nie robił, co w zasadzie dalekie od prawdy nie
jest. Chyba jestem trochę podbudowany tym, że cokolwiek mi się
udaje. Przecież nigdy nie gotowałem, a zrobienie jajecznicy było
moim topowym osiągnięciem. Z drugiej strony o czym mam pisać? Że
znowu kuleję, bo tym razem kopnąłem niechcący ściankę w mesie i
teraz nie jestem pewien, czy złamałem sobie mały palec, czy tylko
mocno uszkodziłem. Jedzenie przynajmniej dobrze się kojarzy, a
kłopoty „łódkowe” , jako kłopoty nawet nie muszą się
kojarzyć. Są po prostu kłopotami. Okazuje się, że bez narzędzi
roboty nie pociągnę, nadchodzi czas decyzji. Niestety na TT nie
kupie niczego zasilanego normalnym 230-to voltowym napięciem.
Wszystko tu jest na 110-120 V. Tylko, że podłączając inwerter z
12-tu na 230 V, następnie transformator z 230 na 115 V za każdym
razem mam duże straty, a baterie nie są bez dna.
Zapytam
jutro na radiu, czy ktoś nie chce sprzedać jakichś urządzeń.
Może uda się pożyczyć cokolwiek? Zobaczymy.
Na
koniec tradycyjne danie dnia ;-) Rybka ta sama, ale doszły
ziemniaczki puree i surówka z marchewki i jabłka. I wszystko sam
zrobiłem. A co?
P.S. Zapomniałem dodać, że na deser serwuję sobie sernik na zimno. Przygotowaną masę wlewam do kubka i schładzam. Dodaję trochę więcej mleka, bo w tej formie lepszy jest jak jest jednak lekko rzadki. A co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz