Albo
to dalszy ciąg moich omamów słuchowo-wizualnych, albo coś
drgnęło. No to od początku. Wprzódy pragnę donieść, że w
niedzielę skopałem tyłki (wreszcie;-) amerykańskim (i nie tylko)
gospodyniom (i nie tylko) domowym (i nie tylko). W domino oczywiście
;-)
Po
drugie – w pralni, znanym miejscu pozostawiania rzeczy zbędnych,
znalazłem polską flagę. Niezbyt dużą, ale taką akurat pod lewy
saling. Sytuacja trudna do wyjaśnienia, bo polaków jest tutaj 1
sztuka. Ja. Flag polskich natomiast nie było wcale, bo moje, albo
się podarły, albo nie potrafię znaleźć.
Po
trzecie – pompy zenzowe nadal działają; na kiblową mam nowy
pomysł – obędzie się bez klejenia, które i tak by nie
wytrzymało, natomiast zwykła, duża objemka powinna zadziałać;
jutro próba wody dla nowego dinghy, podłogi częściowo pomalowane.
Wreszcie.
Po
czwarte – nie chcę się cieszyć za wcześnie, ale ktoś pytał o
silnik, ktoś o wyrzynarkę, czyli coś się zaczyna dziać. Może
parę spraw wyprostuję.
Dostałem
też zbiornik plus butelki z nakrętkami i trochę jakiegoś szuwaksu
do samodzielnego robienia browaru. Ciekawe tylko kiedy znajdę na to
czas?
Nie
wiem, czy ktoś z Martyniki to czyta, ale jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla Marysi i Jean-Paula. Zdaje się, że dzisiaj był
ślub ;-)
Gratulacje.
OdpowiedzUsuńWyglada na to ze wreszcze znalazles swoja polska flage z ostatniego pobytu na TT.
To tylko potwierdza znana regule ze w przyrodzie nic nie ginie.