wtorek, 12 stycznia 2016

Doniesienia z wakacji – Po wakacjach (232)

Zmobilizował mnie komentarz od „malinki”. Nie wiem kim Ona jest, ale skoro okazało się, że ktoś jeszcze od czasu do czasu trafia na ten blog to wypada dokonać następnego wpisu.
Ale nie tylko to jest powodem. W niedzielę o 3.40 ruszam do Warszawy, o 7.50 lecę Condorem na Tobago z przesiadką we Frankfurcie. Lecę sam. Zdaje się, że żeglarstwo potrafi zweryfikować nie tylko ludzi, ale i całe małżeństwa.
Wiedząc, że łódka została okradziona i ile pracy jeszcze mi pozostało wyjeżdżam z mieszanymi uczuciami. Źle to określiłem, wyjeżdżam z ogromnymi obawami. Dotyczą nie tylko sytuacji jaką zastanę na TT, gorsza jest sytuacja jaką zostawiam w Polsce. Choroba matki, konieczność poddania się przez nię operacji gdy mnie nie będzie, opieka, której będzie potrzebowała, aktórej zapewnienia nie mogę, po wcześniejszych doświadczeniach, być pewien, ….. nie wiem czy dobrze robię. Ale czas sytuacji nie poprawi, może ją tylko pogorszyć, więc to ostatni moment, w którym jeszcze mogę wyjechać i spróbować uratować smętne resztki marzeń.
Plan na TT się nie zmienia – naprawić co się da i przepłynąć na Martynikę. Najważniejszy będzie układ sterowania hydraulicznego i łożysko na wale, naprawa powłamaniowych uszkodzeń, może pomalowanie dna antyporostówką. Oczywiście na miejscu wyskoczy jeszcze 10 tysięcy innych, ważnych, koniecznych prac. Następnie muszę znaleźć kogoś kto będzie mi towarzyszył w rejsie. Ten jacht potrzebuje drugiej pary rąk. Może tylko przez 5 minut na 5 godzin, ale to zazwyczaj te najważniejsze 5 minut. A może uda mi się naprawić autopilota?
Mam zamiar się spieszyć i wrócić jak najszybciej, ale jeżeli sam muszę o wszystko zadbać, naprawić, posprzątać, poprać, ugotować itd. może nie być najłatwiej. Szkoda gadać.
Z nowości – kupiłem ponton. Wędkarski, niby trzyosobowy, taki za 250 złotych. Wiem, że na morzu to on raczej będzie radził sobie średnio, ale potrzebuję cokolwiek by się przedostawać z lądu na łódkę i z powrotem. Musi wystarczyć na początek.

Odezwę się po dotarciu na miejsce. Na razie mam doła.

3 komentarze:

  1. Tomek;
    Z calego serca zyczymy ci powodzenia.
    Na pewno nie bedzie latwo jako ze bedziesz tym razem sam i oprocz masy problemow z Lodzia bedziesz mial na glowie rowniez mase innych przyziemnych problemow jak praniw, gotowanie itd.
    Nie raz sie zdarza ze sytuacje nawet bardzo trudne i skomplikowane dobrze sie koncza. Trzeba tylko mocno w to wierzyc do konca.
    Na pewno nie bedziesz w stanie rozwiazac wszystkich problemow z lodzia juz teraz. Jak sam mowiles glownym celwm jest wyremontowac Oriona na tyle zebys mogl nim doplynac na Martynike i tam go zakotwiczyc.
    Na tym sie skoncentruj a o reszte bedziesz sie martwil pozniej.
    Trzymamy kciuki!

    Andrzej i Susan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sam nawet gotuję. Jak prawdziwa Gesler co najmniej. Biały barszcz z torebki zrobiłem na knorze i parówkach zamiast białej kiełbasy. Zamiast śmietany majonez. Wyszło znakomicie ;-)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń