Wczoraj
w nocy odebrałem wiadomość od Mike'a z Trynidadu. Wystraszyłem
się bo nikt zazwyczaj nie pisze gdy wszystko jest ok. Wiadomość
też nie zaczynała się dobrze. Podobno Orion miał kolizję z jakąś
łodzią rybacką. Nie mam pojęcia co się stało. Mogę się tylko
domyślać i w grę wchodzą dwie opcje. Pierwsza – pijany lub
naćpany trynidadzki rybak walnął mnie swoją pirogą wracając po
nocy. Zawsze chłopaki grzeją nie patrząc, z dziobem uniesionym do
góry, skutecznie zasłaniającym widoczność.
Wersja
druga – wenezuelski rybak ustawił się zbyt blisko i łodzie
chodząc na łańcuchach zahaczyły o siebie. Każdy kto stał na
kotwicowisku w Chaguaramas wie co się tam dzieje dwa razy dziennie
przy zmianie pływów. Łódki kręcą się jak chcą, każda
inaczej.
W
każdym razie (pozdrawiam w tym momencie Tesię i Piotra, którzy
znają powód ;-) jakichś specjalnych uszkodzeń nie stwierdzono.
Czyli mam trochę szczęścia w nieszczęściu.
Przy
okazji Mike sprawdził łódkę, akumulatory, odpalił silnik.
Podsumowując
- nadal jest po co jechać na Trynidad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz