No
to mamy na razie dosyć. Wyskoczyło kilka spraw powodujących, że
lepiej będzie gdy na jakiś czas wrócimy do Polski. Lepiej, ale nie
taniej. Niestety nie udało nam się kupić biletów po przyzwoitej
cenie. Trochę nas to łupnęło po kieszeni.
Druga
sprawa to łódka – na Trynidadzie nie mamy żadnego wsparcia. Nie
ma się kto nią zaopiekować podczas naszej nieobecności. Zostawić
jej na boi się obawiamy, ponieważ nawet w czasie naszej tutaj,
dosyć krótkiej, obecności widzieliśmy kilka dryfujących razem z
bojami łódek. Na marinę nie chcemy wydawać kasy, dosyć już na
nią wydaliśmy. Pozostaje kotwica. A właściwie dwie kotwice na
jednym łańcuchu. Powinno nas to zabezpieczyć w jakiś sposób od
złej pogody. Nie mówię o sztormach czy huraganach, te raczej
Trynidad omijają, ale o burzach, które się zdarzają.
Kotwice
nie zabezpieczą nas jednak od ludzi. To mnie martwi najbardziej. Co
prawda z Oriona niewiele można ukraść, ale czasami to niewiele to
wystarczająco dużo by skusić złodzieja.
Oczywiście
nie jesteśmy gotowi. Roboty w trakcie, a przygotowanie łódki do
zostawienia też musi potrwać. Walczymy z tym już od kilka dni, ale
galop czeka nas do samego końca. Nie wiem nawet czy wystarczy czasu
na następną sesję domina i następne skopanie tyłków ;-)
Zapomniałbym.
W Polsce będziemy 16-tego w nocy, po prawie dwóch dniach podróży.
Przesiadki na Barbados i we Frankfurcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz