sobota, 23 maja 2015

Doniesienia z frontu – COŚ (190)

Coś wisi w powietrzu. Coś tzn. coś nietypowego. Nie takie zwykłe coś jak kurz, muchy, latawce czy samoloty. Takie inne coś. Coś na kształt plag egipskich. No, ale jak zwykle pomieszało mi się trochę. Po pierwsze - to coś nie wisiało w powietrzu, tylko pływało w wodzie. Po drugie – nie było, aż tak straszne. Nie ma to przecież jednak większego znaczenia. Nawet takie mało straszne coś może nieść jakieś wskazówki, przypominać, napominać, czy karą boską straszyć.
Wracając do sedna – najpierw przypłynęła ryba. Nie tam żeby jakaś wielka czy kolorowa. Nie jakiś rybi celebryta, nic pięknego w sumie (czyt. podsumowaniu, nie rybie). Urody raczej radiowej. Zaskoczeniem było, że w ogóle przypłynęła, bo to raczej gatunek rafowy. A raf to w Chaguaramas nawet na lekarstwo nie ma.



Długo zastanawialiśmy się czemu ta ryba nas odwiedziła i uparcie chciała jakby moją linkę od pontonu zeżreć. Udało nam się wymyślić tylko dwa prawdopodobne powody.
Pierwszy – dobra Bozia zsyła nam takie znaki dając do zrozumienia, że mamy spadać bo jakieś tsunami, czy inne trzęsienie ziemi przyjdzie, bo życie nasze grzeszne chce ratować, szansę na jego poprawę dając.
Drugi – natura próbuje nas znaturalizować. Kadłub tak bardzo obrósł nam muszlami i innymi morskimi żyjątkami, że wyglądamy już jak niemała część Wielkiej Rafy Barierowej. Wniosek ten sam - najwyższy czas spadać.
Drugie, nietypowe coś wystąpiło w ilościach hurtowych. O ile rybę mogliśmy przegapić, to stada delfinów pływającego w naszej tęczowej zatoce raczej się nie dało. 



Banda składająca się z około 15-tu sztuk powygłupiała się między jachtami. Jeden nawet przepłynął pod pontonem, w którym akurat była Ola. A nie były to małe delfinki, to były delfiny. Czarne, duże (tak 2,5 -3 m.), mocno zbudowane. Gdy płynęły grupą w naszym kierunku, wynurzając się w tym samym czasie, dokładnie było widać mięśnie pracujące pod błyszczącą skórą. Ewidentnie są to drapieżniki znajdujące się na szczycie łańcucha pokarmowego. Sądzę, że tylko świadomość ich przyjaznego nastawienia powoduje, że nie czujemy przed nimi obawy. Bo gdyby chciały …. .


 Niestety zdjęcia robione telefonem nie wychodzą najlepiej. Najgorsze jest, że "robią się"  chwilę po kliknięciu, czyli nigdy nie ma na nich tego co się chce.

Uznaliśmy to za następny znak. Nie słyszeliśmy, aby kiedykolwiek wcześniej delfiny przypłynęły tak blisko. To musiały być delfiny przysłane specjalnie do nas ;-) Pewnie dlatego, że nie zareagowaliśmy na rybę. W ramach przypomnienia, że nasz pobyt tutaj przedłuża się nadspodziewanie. Czyli powinniśmy spadać.

Powiedzieć łatwo, ale jak to zrobić? Robota rozgrzebana, ster nie działa. Pomysły z tak zwanym przyśpieszeniem prac pozostają zazwyczaj pomysłami. Wszystko się ślimaczy. Nic innego nam nie pozostaje jak z samozaparciem kontynuować i baczyć na następne znaki ;-).

2 komentarze:

  1. Oj tam oj tam, ja kto ster nie działa, a rumpel awaryjny, a autopilot, a samoster gdzie ;). A w hydraulice to albo zapowietrzona i cz oleju dolać i odpowietrzyć albo uszczelniacz ( takie gumowe okrągłe) puścił na tłoczysku i do wymiany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek;
    Nie martw sie. Jezeli jeszcze troche postoisz to kadlub ci tak obrosnie- ze nawet gdybys chcial to nie ruszysz.
    Wtedy bedziesz tam na prawde zakotwiczony na dluzej czy chcesz czy nie, i nie bedziesz sie musial przejmowac wiecej takimi znakami.
    Andrzej

    OdpowiedzUsuń