Coś
wisi w powietrzu. Coś tzn. coś nietypowego. Nie takie
zwykłe coś jak kurz, muchy, latawce czy samoloty. Takie inne coś.
Coś na kształt plag egipskich.
No, ale jak zwykle pomieszało mi się trochę. Po pierwsze - to coś
nie wisiało w powietrzu, tylko pływało w wodzie. Po drugie – nie
było, aż tak straszne. Nie ma to przecież jednak większego
znaczenia. Nawet takie mało straszne coś
może nieść jakieś wskazówki, przypominać, napominać, czy karą
boską straszyć.
Wracając
do sedna – najpierw przypłynęła ryba.
Nie tam żeby jakaś wielka czy kolorowa. Nie jakiś rybi celebryta,
nic pięknego w sumie (czyt. podsumowaniu, nie rybie). Urody raczej
radiowej. Zaskoczeniem było, że w ogóle przypłynęła, bo to
raczej gatunek rafowy. A raf to w Chaguaramas nawet na lekarstwo nie
ma.
Długo
zastanawialiśmy się czemu ta ryba
nas odwiedziła i uparcie chciała jakby moją linkę od pontonu
zeżreć. Udało nam się wymyślić tylko dwa prawdopodobne powody.
Pierwszy
– dobra Bozia zsyła nam takie znaki dając do zrozumienia, że
mamy spadać bo jakieś tsunami, czy inne trzęsienie ziemi
przyjdzie, bo życie nasze grzeszne chce ratować, szansę na jego
poprawę dając.
Drugi
– natura próbuje nas znaturalizować. Kadłub tak bardzo obrósł
nam muszlami i innymi morskimi żyjątkami, że wyglądamy już jak
niemała część Wielkiej Rafy Barierowej. Wniosek ten sam -
najwyższy czas spadać.
Drugie,
nietypowe coś wystąpiło w ilościach hurtowych. O ile rybę
mogliśmy przegapić, to stada delfinów
pływającego w naszej tęczowej zatoce raczej się nie dało.
Banda
składająca się z około 15-tu sztuk powygłupiała się między
jachtami. Jeden nawet przepłynął pod pontonem, w którym akurat
była Ola. A nie były to małe delfinki, to były delfiny. Czarne,
duże (tak 2,5 -3 m.), mocno zbudowane. Gdy płynęły grupą w
naszym kierunku, wynurzając się w tym samym czasie, dokładnie było
widać mięśnie pracujące pod błyszczącą skórą. Ewidentnie są
to drapieżniki znajdujące się na szczycie łańcucha pokarmowego.
Sądzę, że tylko świadomość ich przyjaznego nastawienia
powoduje, że nie czujemy przed nimi obawy. Bo gdyby chciały …. .
Uznaliśmy
to za następny znak. Nie słyszeliśmy, aby kiedykolwiek
wcześniej delfiny przypłynęły tak blisko. To musiały być
delfiny przysłane specjalnie do nas
;-) Pewnie dlatego, że nie zareagowaliśmy na rybę.
W ramach przypomnienia,
że nasz pobyt tutaj przedłuża się nadspodziewanie. Czyli
powinniśmy spadać.
Powiedzieć
łatwo, ale jak to zrobić? Robota rozgrzebana, ster nie działa.
Pomysły z tak zwanym przyśpieszeniem prac pozostają zazwyczaj
pomysłami. Wszystko się ślimaczy. Nic innego nam nie pozostaje jak
z samozaparciem kontynuować i baczyć na następne znaki ;-).
Oj tam oj tam, ja kto ster nie działa, a rumpel awaryjny, a autopilot, a samoster gdzie ;). A w hydraulice to albo zapowietrzona i cz oleju dolać i odpowietrzyć albo uszczelniacz ( takie gumowe okrągłe) puścił na tłoczysku i do wymiany.
OdpowiedzUsuńTomek;
OdpowiedzUsuńNie martw sie. Jezeli jeszcze troche postoisz to kadlub ci tak obrosnie- ze nawet gdybys chcial to nie ruszysz.
Wtedy bedziesz tam na prawde zakotwiczony na dluzej czy chcesz czy nie, i nie bedziesz sie musial przejmowac wiecej takimi znakami.
Andrzej