niedziela, 10 maja 2015

Doniesienia z frontu (188)

Andrzej znowu stanął na wysokości zadania. Wystarczył kontakt mailowy, diagnoza – naciągnięte lub lekko naderwane wiązadło – i zalecenie lekarstw, by już zaczęło mi się poprawiać. Nawet ich nie zdążyłem zacząć stosować ;-).
Kuleję więc trochę mniej i posykuję rzadziej.
Zupełnie zapomniałem wspomnieć o przybyciu Meerkat'a na Trynidad. Bogdan i Ewa doprowadzili swój katamaran, by zostawić go w bezpiecznym miejscu na sezon huraganów. Spędziliśmy razem kilka miłych wieczorów dzieląc się wspomnieniami z ostatnich miesięcy i testując przy tym, czy posiadane alkohole nie uległy zepsuciu. Szczęśliwie nie uległy ;-).
Jednego wieczoru przyleciał niespodziewany gość – modliszka. Widzieliśmy ją „na żywo” po raz pierwszy. Oglądam National Geografic w miarę możliwości, ale nie wiedziałem, że modliszki latają. Zawsze są pokazywane gdy posuwają się powoli po jakiejś gałęzi, albo gdy Pani Modliszka rozwiązuje kłopoty rodzinne odgryzając małżonkowi głowę.



Poza tym nic się nie zmienia, nadal dłubiemy, dłubiemy, dłubiemy, …, …, …..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz