Andrzej
znowu stanął na wysokości zadania. Wystarczył kontakt mailowy,
diagnoza – naciągnięte lub lekko naderwane wiązadło – i
zalecenie lekarstw, by już zaczęło mi się poprawiać. Nawet ich
nie zdążyłem zacząć stosować ;-).
Kuleję
więc trochę mniej i posykuję rzadziej.
Zupełnie
zapomniałem wspomnieć o przybyciu Meerkat'a na Trynidad. Bogdan i
Ewa doprowadzili swój katamaran, by zostawić go w bezpiecznym
miejscu na sezon huraganów. Spędziliśmy razem kilka miłych
wieczorów dzieląc się wspomnieniami z ostatnich miesięcy i
testując przy tym, czy posiadane alkohole nie uległy zepsuciu.
Szczęśliwie nie uległy ;-).
Jednego
wieczoru przyleciał niespodziewany gość – modliszka. Widzieliśmy
ją „na żywo” po raz pierwszy. Oglądam National Geografic w
miarę możliwości, ale nie wiedziałem, że modliszki latają.
Zawsze są pokazywane gdy posuwają się powoli po jakiejś gałęzi,
albo gdy Pani Modliszka rozwiązuje kłopoty rodzinne odgryzając
małżonkowi głowę.
Poza
tym nic się nie zmienia, nadal dłubiemy, dłubiemy, dłubiemy, …,
…, …..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz