Jak
to się mówi – dokończmy to co zaczęliśmy, tak z kronikarskiego
obowiązku ;-)
Co
tu dużo gadać, noc spędziliśmy na Palm Island niedaleko od Union.
Wysepka osłoniła nas trochę od wiatru i fali, ale nadal mieliśmy
rozhuśtaną nockę. Na ląd nie zeszliśmy, ale z pokładu było
widać ładną plażę, kilka barów czy restauracji. Miejsce raczej
na dzienny odpoczynek, popływanie. Stanie na kotwicy dłużej może
być męczące z powodu rozfalowania.
Rano
przeskoczyliśmy do Clifton na Union. Nadal nie lubię tego portu,
poprzednio kotwica puściła nam tu w czasie burzy, ale już trochę
mniej niż poprzednio. Może dlatego, że postaliśmy tam kilka dni i
trochę „oswoiliśmy” otoczenie, może, że spotkaliśmy
znajomych z Windborn'a – Agę i Pawła, może, że nasz komputer
znalazł sieć wiifii z jakiejś knajpki na brzegu. Nadal jednak nie
jest to moje ulubione miejsce. Całkowicie nieosłonięte od wiatru,
rafa osłania od fali, ale nie na tyle by pływanie pontonem było
suche, ceny wysokie.
Czekaliśmy
więc, na prośbę Oli, na lekką poprawę pogody tzn. trochę słabszy
wiatr. Musiała coś przeczuwać ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz