niedziela, 1 marca 2015

Doniesienia z frontu – Saint Vincent (172)

Chateaubelair, pierwszy port gdzie można zrobić odprawę, nie przypomina portu. Zatoka dosyć duża, trochę wietrzna. Pogoda nam się zepsuła po drodze, przyszedł silny wiatr, więc rzuciliśmy kotwicę w jak najbardziej osłoniętym miejscu, w jej północnej części. Śpieszyliśmy się, by zdążyć zrobić odprawę w godzinach pracy urzędników.
Pierwsze zaskoczenie – nie ma gdzie zostawić pontonu. W kawałek betonowego pomostu uderzają fale. Nie zostawię pontonu w tym miejscu, nie mam ochoty łatać następnych dziur. Trzeba wyciągnąć go na plażę, tylko jak go zabezpieczyć. Nie ma strachu, natychmiast pojawia się lokalny dżentelmen oferujący „popatrzenie” na ponton. Nie mamy wyjścia, zgadzamy się na tą nieokreśloną ofertę i idziemy poszukać celników i urzędników imigracyjnych. Z premedytacją podkreślam wagę URZĘDU bo klitka, w której rezydowała jedna murzynka w mundurze urzędu nie przypominała. Budynek w stanie półsurowym w trakcie permanentnego remontu. Na podwórku hasają kozy i kury. Wszystko poszło w miarę sprawnie, ale celniczka chyba specjalnie ruszała się wolniej, by przeciągnąć procedurę poza godzinę 16-tą i zasugerować, że przydał by się mały bonus za nadgodziny. Ponieważ rachunek był na stawki standardowe dostała od Andrzeje 10 dolców ekstra, co i tak jest nadmiernie hojne za 2 minuty czasu pracy. Poszliśmy jeszcze na posterunek policji by, nucąca coś cały czas policjantka, wstemplowała nam przybycie do paszportów.
Takie miejsca jak Chateaubelair odbieram jako prawdziwe Karaiby. Nie ma tu miejsca na spędy amerykańskich turystów z ogromnych cruiserów. Nikt nie oferuje t-shirt'ów, czy innych niby pamiątek. Docierają tu tylko żeglarze. Miejscowi żyją nie wiadomo z czego. Część łowi ryby, część oferuje wszystkie możliwe usługi poczynając od odbierania śmieci, na oprowadzaniu po najbliższej okolicy kończąc. Widać też młodych gangsta, którzy z uśmiechem, stojąc przy drodze, nie kryjąc się, zamieniają nożyczkami łodyżki marihuany na susz zdatny do palenia. Karaiby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz