Nawet
się nie spodziewaliśmy, że „pamięć o nas jest ciągle żywa”
;-). W zasadzie gdzie się nie ruszymy spotykamy kogoś znajomego i
zazwyczaj musimy pogadać.
Na
początek zobaczyliśmy, że łódka Abraksas starych znajomych
Herberta i Eriki nadal stoi na kotwicowisku. Od nich dowiedzieliśmy
się, że Ewa pływająca na 60-cio stopowym jachcie Fiddler, też
jest w Chaguaramas. Ucieszyliśmy się, pierwszy raz spotkaliśmy się
w Coral Cove może półtora roku temu. My mieliśmy polska imprezę
nad basenem, a Ewa akurat przechodziła i słysząc, że mówimy po
polsku, przywitała się.
Teraz
też miło było się spotkać i pogadać.
Zaskoczeniem
było jednak jak wielu miejscowych nas pamięta i jak miło nas
witają. Hydraulik Dave zaprosił nas nawet dzisiaj na „liming”.
Co to znaczy? Ci co byli na TT wiedzą ;-)
Didi,
właściciel restauracji, przywitał się z nami czterema
szaszłykami.
Tony
z Marc One zachował dla nas tradycyjne zniżki. A ile razy
musieliśmy machać i witać się nawet z ludźmi, których my nie
pamiętaliśmy już zbyt dokładnie, nie policzę.
Ola
stwierdziła nawet, pewnie z przesadą, że jesteśmy częścią
lokalnej historii ;-). Ale może jest w tym trochę prawdy. Bądź co
bądź walczyliśmy tu ponad półtora roku.
Co
by nie powiedzieć nie jest to niemiłe.
No
to zbieramy się na ten liming, ale jeszcze jedna informacja. W
poniedziałek wypływamy na Grenadę. Poprosili nas o to Herbert z
Eriką, którzy muszę wyjechać, bo kończy im się wiza. Nie pasuje
nam to zbytnio, nie takie mieliśmy plany, ale my też często
korzystaliśmy z pomocy innych, więc jak trzeba też staramy się
pomóc. Wrócimy pewnie za jakiś tydzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz