Nie
podoba mi się ta wycieczka, ale zazwyczaj tak wychodzi, gdy się
chce komuś zrobić przysługę. Dzieje się tak zgodnie z zasadą,
że „każdy dobry uczynek prędzej, czy później zostaje ukarany”.
Najpierw,
już w trasie na Grenadę, zepsuł się jeden z kabestanów
obsługujących genuę. Pół drogi płynąłem zastanawiając się
co zrobię, gdy szlag trafi i drugi. Nadal z nim walczę.
Okazało
się też, ze z tej obiecywanej pomocy przy żeglowaniu to zbyt dużo
pożytku nie ma. Herbert ma kłopoty z trzymaniem kursu. Wystarczy,
że coś odwróci jego uwagę i już płyniemy cholera wie gdzie. Z
pomocą przy obsłudze łódki też ma kłopoty, jest po prostu mało
sprawny. Chociaż jest ponad 10 lat młodszy zarówno od Jurka
Radomskiego jak i Jacka Rajcha, to w porównaniu z nim chłopaki
śmigają jak młodzieniaszki. No i różnice kulturowe zaczęły
wychodzić ;-), a na dodatek jak to może być by ktoś w kuchni
gadał po niemiecku?
Płynęliśmy
dosyć długo, ponad dobę. Wiatr po drodze odkręcił się i zaczął
wiać bardziej z północy, co poskutkowało wypchnięciem nas o 13
mil za daleko na zachód i na koniec musiałem grzać na silniku.
Wczoraj
przepłynęliśmy z St. George do Prickly Bay. Druga część drogi
pod wiatr i fale. Zresztą nadal wieje i buja. Nie lubię tej zatoki.
Rozumiem, że czasami trzeba tu przypłynąć z powodów
formalno-urzędowych, ale dlaczego ludzie kotwiczą tu tygodniami nie
rozumiem. My, tzn. Herbert ma zamiar sprzedać tu jakieś ładowarki,
narty wodne, generatory itp.. Liczy też na złapanie kilku langust.
Ktoś mu powiedział, że jest ich tu bardzo dużo. Osobiście jestem
raczej sceptycznie do tego nastawiony. Opowieści słyszałem
najróżniejsze, ale langust za dużo nie widziałem. Poza tym przy
tym wietrze i fali może być to trudne. Pożyjemy, zobaczymy. My
natomiast spróbujemy kupić uszkodzone elementy kabestanu i go
złożyć do kupy :-( Taka to różnica pomiędzy załogą, a
„turystami”.
P.S. Przez okno wleciała nam czapelka. Taka nieduża, ze 30 cm. wysoka, biała. Nie wiadomo co jej odbiło, jakaś ciekawa świata pewnie. Niestety nie umiała znaleźć wyjścia, więc musiałem ją złapać za pomocą starej koszuli i wynieść na zewnątrz. Nie przyszło mi tylko do głowy by zrobić zdjęcie. Nie mogę odżałować.
Tomek;
OdpowiedzUsuńCzytajac ten wpis az mi serce roslo ze nie bylem jedyna fajtlapa na twojej lodzi.
O dobre uczynki sie nie martw; z pewnoscia ci Pan Bog to w dzieciach wynagrodzi..
Andrzej
predzej we wnukach ;)
OdpowiedzUsuńPrędzej to znaczy kiedy? Bo jak na razie nihuhu ;-(
Usuń