Nie
wypłynęliśmy z St. Pierre o 2-giej. Ola nastawiła budzenie na
2.30, ale jakoś nie zadziałało. Obudziłem się o 3.30 i
poderwałem załogę (Olę) z koi. Wypłynęliśmy tuż po 4-tej.
Wiatr wiał raczej słabo i nie udało się nic przyśpieszyć.
Dopiero około środka kanału pomiędzy wyspami trochę dmuchnęło.
Na miejscu byliśmy około 12-tej.
Zacumowanie
na boi, klar na łodzi, przygotowanie wszystkiego do wyjścia zajęło
kilka godzin. Następnie wizyta u celników i byliśmy wolni.
Okazało
się, że Andrzej wynajął pokój i zapraszają nas do siebie. W
zasadzie powinno być odwrotnie, to oni mieli zamieszkać u nas,ale
ciężko zrezygnować z chwilowego komfortu i wody w kranie.
Tego
samego wieczoru, pomimo zmęczenia, ruszyliśmy na karnawał. Można
powiedzieć, że lasek było na tony. Z tym, że na tonę wystarczało
ich od 6-ciu do 8-miu. Taki karnawał dla puszystych ;-)
Przynajmniej
90% tak się właśnie prezentowało.
Bywały
jednak i całkiem miłe widoki.
Można było nawet dotknąć ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz