No
to chyba zacznę od pozytywów. Tak by ostatnie akapity nie wywołały
u naszych przyszłych, drogich gości zawału, wylewu czy jakiejś
innej epilepsji.
Genua
już na sztagu. Nie dość, że prezencja łódki wzrosła, to
miejsca w środku zrobiło się nagle więcej.
Ola
szyje grota. Jedno popołudnie nie wystarczyło, ale praca posunęła
się gwałtownie do przodu i jest nadzieja na ukończenie napraw w
dniu dzisiejszym. Co prawda ta łata jako pierwsza i testowa stała
się poligonem krawieckim i proces dochodzenia do właściwej metody
spowodował, że jest na niej kilka różnych ściegów, ale nie
czepiajmy się szczegółów, ważne by się dalej nie pruło.
Wywaliłem
już cztery akumulatory, ale mam trzy inne do przetestowania. Może
chociaż jeden zadziała.
Założyłem
dwie nowe końcówki do górnych linek od relingów. Musiałem, bo
jakimś cudem stalówki te okazały się za długie o jakieś 10 cm.
I zwisały smętnie. My już byliśmy do tego przyzwyczajeni, ale
drodzy goście ….. . Jeszcze by nam za burtę powypadali ;-)
Z
wiadomości gorszych – odkryłem nowe skupisko wilgoci w
konstrukcji łódki. Otworzyłem, wyciąłem co mogłem, ale nie
naprawię tego tak jakbym chciał. Na razie suszę, co oznacza
otwieranie dziury co rano i zaklejanie jej wieczorem bądź w
przypadku przelotnych, mniej lub bardziej, opadów.
Niestety praca ta
wyrwała mi już dwa dni z życiorysu, co oznacza, że parę innych
zaplanowanych prac nie zostanie wykonanych. Wakacje w pakamerze na
placu budowy stają się coraz bardziej realne ;-(
Walka
z pontonem i windą kotwiczną trwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz