środa, 14 stycznia 2015

Doniesienia z frontu (158)

Na początek nasze baterie. Nie mam pojęcia co to spowodowało.



Dość szybko wdrożyliśmy się do codziennych obowiązków. Rano jest trochę leniwie, ale za to zasuwamy do zmroku. Wyznaczyliśmy sobie kilka frontów robót by czasu nie tracić i gdy np. żywica podsycha dłubać przy czym innym. Skupiamy się głównie na pontonie – przechodzi gruntowny przegląd, akumulatorach i elektryczności – trzeba jakoś przecież żyć po zachodzie słońca, sprzątaniu pod pokładem – przez dwa miesiące wszystko jakoś „zarosło” i przygotowaniu pokładu dziobowego do zamocowania knag oraz windy kotwicznej.
Niby wszystko posuwa się do przodu, ale przytrafiające się niespodzianki trochę nas opóźniają. Dziś rano okazało się na przykład, że nie stwardniała żywica, którą naprawiałem popękaną pawęż pontonu. Dzień więc zaczęliśmy od wyciągnięcia wszystkich naszych żywic, porobieniu prób, czyli wymieszaniu składników według zaleceń producentów i …. czekamy czy zżelują właściwie. A robotę trzeba wykonać raz jeszcze :-(
Na ląd dostajemy się dzięki uprzejmości kolegów, nie możemy jednak zbytnio ich wykorzystywać, więc brak pontonu rzutuje na inne czynności - nie możemy odebrać regulatora paneli słonecznych, wywieźć starych akumulatorów, może pożyczyć na razie innych, działających. No, ale jak przypomnę sobie ile razy dziennie przed wyjazdem musieliśmy go dopompowywać, to te chwilowe niedogodności stają się jakby łatwiejsze do przezwyciężenia.

Nie ruszamy się też na razie z Zatoki Zatopionej Szpachelki. Po pierwsze nasz przyszły (mam nadzieję;-) pracodawca jeszcze na Martynikę nie dotarł, a po drugie nie mamy dość energii by zakręcić naszym 400-tu kilogramowym silnikiem. Nic nam nie pozostaje, musimy skupić się na problemach bieżących.
Dzisiaj dowiedziałem się, że klamka zapadła. Andrzej kupił bilety na Dominikę i 14-tego lutego będzie już na miejscu. Wbrew pozorom to nie za wiele czasu na przygotowania. Upssss

2 komentarze:

  1. Cześć
    Daj mi jakiś swój adres mailowy bo takie pisanie do komentarzy jest durne.
    Co słychać to się nie pytam, bo podglądam blog więc, mniej więcej, wiem.
    Przyszło mi do głowy, że może zamiast pontonu wyklepał byś sobie dinghy ze sklejki? planów w sieci jest do cholery i do tego darmowych. Zresztą na coś w rodzaju optymista nie trzeba wielkich planów.

    Napisze do ciebie gość - Olek Hanusz. Zamierza w lutym przepłynąć na otwartej dinghy Atlantyk. Szukał pomysłu na to jak przechować lódkę do następnego sezonu, bo chce trochę popływać po Karaibach. Powiedziałem mu żeby napisał do ciebie. Znasz miejscowe warunki, może będziesz mógł mu pomóc.
    Nie wiem czy kontrolujesz budżet tak dokładnie, wiesz może ile was kosztowało życie przez te dwa lata? W sensie - samo życie, bez remontu jachtu. Ciekawym, jak teoria sprawdza się w praktyce.

    Trzymajcie się.
    Leszek

    OdpowiedzUsuń
  2. Adres już przesłałem. Myślałem o czymś typu optymist/kadet jak również o zbudowaniu pływadła na bazie dna od jakiegoś starego pontonu. Na razie jednak priorytety są inne.
    Pana Olka Hanusza zapraszam do kontaktu. Jeżeli będę mógł to z przyjemnością pomogę.

    OdpowiedzUsuń