Dzisiaj w ramach przerwy w lenistwie poprosiłem grzecznie o pomoc (czyli zrobienie za mnie) przy przekopiowaniu plików z blogowymi postami z kompa padliny na tablet właśnie. Patrzyłem ze słusznym poczuciem niższości jak moja dzielna żona w skupieniu coś tam smaruje palcami po ekranie. Do momentu kiedy poinformowała mnie - nie da się.
Jak to się nie da jak się da? Co się nie da? Musi się dać!!! Daj no mi tutaj ten technicznie zaawansowany sprzęt - zażądałem, a twój drogi, uzdolniony wszechstronnie mąż pokaże ci jak to się robi!
Wszyscy, którzy znają mnie lepiej wiedzą, że smykałkę do komputerów i wszelakiej elektroniki odziedziczyłem po przodkach, bardzo dalekich przodkach ;-(przynajmniej według teorii Darwina;-). Najlepszym tego przykładem było chociażby zainstalowanie linuxa na windows'a, co zaskutkowało permanentną utratą wszystkich danych jak i komputera.
Nie byłem zatem zdziwiony obserwując ukradkiem Olę jak zbiera wokół mnie co cenniejsze przedmioty, a wszystkie ściany, narożniki, twarde krawędzie okłada poduszkami i kocami. Następnie pozamykała na głucho wszystkie otwory w sterówce marudząc o prewencji i o tym, że elektronika nie lubi wody, szczególnie tej morskiej.
Zdziwiony nie byłem, ale jednak poczułem się urażony tą niewiarą w moje heroiczne opanowanie i niemierzalną cierpliwość. Pomyślałem sobie - kobieto, puchu marny, pełna zwątpienia niedoskonała istoto, ja wpierw uczynię - ty uwierzysz. Może nawet niechcący coś powiedziałem na głos bo Ola, niezrażona, nie wykazując żadnej empatii, zaczęła coś mówić o wcześniejszych doświadczeniach itd. Nieważne, nie będę przecież podkreślał wad kobiecych, bądźmy dżentelmenami.
Szczegóły techniczne pominę żeby nikogo nie zanudzać i od razu przejdę do wyników - udało się. Szanowna małżonka była w szoku. Szczęka jej opadła i roztrzaskała się o pokład jak fortepian Chopina, gdy to jako ideał sięgał bruku. Tenże huk szczęśliwie wyrwał ją jednak z odrętwienia i przywrócił do rzeczywistości. Pozwolił też na właściwą ocenę mojego sukcesu, a co za tym idzie przyznanie mi dożywotniego tytułu Mistrza Galaktyki, Wszechświata i Łódki Orion w Obsłudze i Serwisowaniu Komputerów. Wreszcie zostałem doceniony!
P.S. Po zastanowieniu zmieniłem zdanie, przejrzałem jej chytry plan, nie pójdzie jej tak łatwo - jutro abdykuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz