piątek, 1 sierpnia 2014

Doniesienia z frontu - Bertha (131)

Rano zadzwonił Kazik z ostrzeżeniem, że Bertha, która to przez ostatnie kilka dni nie mogła się zdecydować czy przybrać na sile, czy odpuścić, podjęła decyzję i przejdzie jednak niedaleko.
W związku z tym dzień zaczęliśmy od sprzątania wszystkiego z pokładu, przywiązywania, zdejmowania różnych płóciennych daszków, oczyszczenia na wszelki wypadek śruby z muszli, itp.
No i chociaż Bertha tylko postraszyła, wiatr był prawie żaden, to okazało się, że kierunek też ma znaczenie. Kotwicę mamy rzuconą przy kardynalce i przy wiatrach wschodnich i północnych byliśmy ok. Prognoza pokazywała, że wiatr odwróci się na południowy wschód - nadal powinno być ok. Niestety wiatr zawiał z południowego zachodu i to już nie było ok. Najpierw zahaczyliśmy rufą o kardynalkę. Jakoś się wygrzebaliśmy, ale problemem pozostał wrak znajdujący się pod wodą ze 20 metrów dalej. Byliśmy na dobrej drodze by poobijać sobie o niego kadłub. Odpaliliśmy silnik, oczyszczona śruba się przydała, i jakieś dwie godzinki bawiliśmy się w manewrowanie jachtem na uwięzi. Tak tylko tyle, żeby niczego nie porozbijać i kotwicy nie wyrwać. Ponieważ nie było to najłatwiejsze Ola wyszarpała ze schowka nasze najdłuższe liny, ja podpłynąłem pontonem i podczepiliśmy się pod pobliską boję. Trochę bujało i padało, ale jakoś poszło.
Stoimy teraz z liną idącą od dziobu w prawo i łańcuchem w lewo. Szczęśliwie wiatr powoli wraca na utarte tory i przed nocą będę chciał zdjąć liny. Tak rozciągnięte stanowią zagrożenie dla pontonów i motorówek.
I to na tyle jeżeli chodzi o Berthę. Dobre jest w tym wszystkim jest to, że nauka tym razem była prawie za darmo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz