Na razie wspomagam się generatorem prądowym. Słabiutki to sprzęt (900 wat) i głośny (tłumik skorodował i odpadł ;-), ale jakoś rzeźbię, przynajmniej to co niezbędne. Sprawy prostsze załatwiam piłą ręczną.
Dobra wiadomość - "listewka węgielna" pod zabudowę mesy została zamocowana. Zła - moje nadzieje, że to "szybka i widoczna" praca okazały się być w zdecydowanej opozycji do realiów. Tu nic do niczego nie pasuje. Nic nie jest "w linii", o kątach prostych można tylko pomarzyć. Większość czasu zabiera mi wymyślenie co, w jakiej kolejności i do czego przymocować, niż faktyczna praca. Siedzę wtedy na schodni, dumam i wpatruję się z góry w to moje pobojowisko jak sroka w gnat. I przekonuję sam siebie do wytrwałości, odganiam zniechęcenie. Bo to już jakby dwa lata tego dłubania.
Poza tym na kotwicowisku nic się nie dzieje. Miał przyjść silny wiatr, taki ponad 40 węzłów, ale rozeszło się po kościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz