niedziela, 22 czerwca 2014

Doniesienia z frontu (122)

Jak zwykle przesadziłem. Z robotą, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że za pierwszym razem nie mogłem się tego spodziewać. Najpierw Rafał poprosił mnie o wyczyszczenie czterech pomieszczeń gdzie na jachtach umieszczane są silniki (zapomniałem chyba wcześniej napisać, że Rafał ma od czasu do czasu zlecenia od firm czarterowych na wykonanie różnych prac. Często potrzebuje wtedy ludzi do pomocy).
Wracając do tematu - najczęściej te pomieszczenia, małe ciasne przedziały z trudnym dostępem, mnóstwem rur i kabli, są zaniedbane. Nikt ich zbyt często nie sprząta. Tym bardziej trzeba się przyłożyć i użyć chemii jachtowej, bo szmatka z wodą nie wystarcza. Niestety chemia jak to chemia, może mieć działanie uboczne. Koło południa, po wyczyszczeniu dwóch pierwszych przedziałów i przejściu na następną łódkę, gdy wychyliłem głowę z dziury i spojrzałem na zewnątrz zdziwiła mnie mgła. Pierwszy raz widziałem mgłę na Martynice. A może to dym? Ale nic nie czuję. Zapytałem przechodzącego obok faceta czy to mgła? Rozejrzał się zdziwiony. A może dym? - zapytałem. Rozejrzał się raz jeszcze i zasugerował, że chyba tylko ja ją widzę. Zdaje się nie był pewny, czy nie robię sobie z niego żartów.
Na przerwę o 12.30 wróciłem na jacht i obejrzeliśmy oczy. Białka i spojówki były podrażnione, zaczerwienione. Pod powiekami czułem "piasek" i nadal wszystko widziałem jak przez zaparowane okulary. Zakończyłem pracę na ten dzień. Popołudnie i wieczór spędziłem leżąc z torebkami herbaty na oczach ;-)
Dla porządku - ten środek nosi nazwę H-7. Proponuję ostrożność i używanie go w wietrzonych pomieszczeniach.
Drugi przypadek powinienem przewidzieć - zdzieranie i malowanie farbą antyporostową, przy czym jak zwykle szlifowanie jest dla mnie dużo gorsze. Nie ma się co rozpisywać - praca nie zajęła zbyt dużo czasu natomiast noc po niej dłużyła się niesamowicie. Swędzenie nie pozwoliło mi zasnąć. Zyrtec i wapno nie pomagały, a sterydy, które Ola używała na Trynidadzie już się skończyły. Tym razem trzymało mnie to prawie dwa dni. Zdaje się, że alergia się pogłębia.
Z dobrych wiadomości - poprosiłem znajomych z jachtu Indra, Łukasza i Patrycję, którzy właśnie płyną na Martynikę z St. Martin, o kupienie nam akumulatora rozruchowego. Niedługo powinni dopłynąć.
Musiałem się na coś zdecydować, bo od dwóch tygodni nie mogę odpalić silnika. Nasz akumulator, kupiony z drugiej ręki na Trynidadzie ma tylko 65 Ah i w zasadzie nie jest to akumulator rozruchowy. Nasz silnik natomiast to duża kupa metalu. Nawet po podłączeniu wszystkich moich akumulatorów "do kupy" nie dawałem rady zakręcić nim porządnie. Zapewne również mają na to wpływ pochmurne dni, a co za tym idzie brak ładowania.
W ramach próby rozwiązania tego samego, elektryczno-akumulatorowego problemu, pożyczyłem od Karola dodatkowy panel słoneczny. Muszę też poszukać jakichś grubszych przewodów, gdyż obawiam się, że ostatnio, zakładając to co akurat miałem, założyłem przewody o zbyt małej średnicy. Pomierzymy - zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz