środa, 7 maja 2014

Doniesienia z frontu (114)

Okazało się, że moje marudzenie i narzekanie na trudności przy silniku sprowadziły na Mikołaja i Paulę niewiarę w powodzenie operacji. Będąc na lądzie zdecydowali się wynająć na tydzień pokój w hoteliku na wybrzeżu niedaleko Marin. Tego samego dnia skończyłem montaż wibroizolatorów, ustawianie silnika w osi wału i go uruchomiłem. Wyszło tak, że gdy Mikołaj mówił o hotelu ja namawiałem się z Olą, czy już włączyć naszą "niespodziankę". Myślę, że na decyzje gości o przeprowadzce (mam nadzieję, że tylko czasowej) wpływ miały też, nie ukrywajmy, siermiężne warunki pobytu na łódce. Co prawda jest to dom z basenem wielkości zatoki, ale kabinka nieduża, kuchenka malutka, prąd i woda reglamentowana, remont w toku, ..... dużo utrudnień jednym słowem. Opcja jest taka, że ruszymy się jednak w poniedziałek, na krótki wypad na St. Lucia. Okaże się to pewnie około czwartku, piątku. Zależy od pogody, choć nie spodziewam się trudności i od gości.
Wracając do silnika - boję się zapeszyć, ale wszystko wygląda ok. Nie mam pojęcia jak to się stało i więcej w tym momencie pisać nie chcę, bo co pochwalę to za chwilę się sypie. Będę wiedzieć więcej gdy ruszymy, silnik popracuje z godzinkę, wał się pokręci.
 Dziubiąc godzinami przy silniku, często wracałem myślami do rzeczoznawcy (tfu!) z Trynidadu, Billa Wray. Po prostu z czasem i doświadczeniem zmienia się moje spojrzenie na tą sytuację. Napisał on, że  należy sprawdzić czy poduszki są odpowiednie do silnika. Ok, ostrzegł, ale tak tylko trochę. Chronił własną dupę, bo na pewno wiedział, że nie są. Tym bardziej, że na jego łódce ma identyczny silnik. Po prostu zadziałały okłady pomiędzy brokerem, a rzeczoznawcą, o których wtedy nie miałem pojęcia i poprosiłem sprzedawcę o sprawdzenie. Jak idiota.
Poprawiła nam się też sytuacja łącznościowa. Dzięki smartfonowi i odpowiedniej karcie telefonicznej możemy odbierać i wysyłać maile na łódce.
Jakoś straciłem zapał do zabawy z wędkami. Cyba z powodu braku wyników. Tym bardziej mnie ruszyło, że jednego dnia, gdy płynęliśmy na brzeg Paulina wypatrzyła jakieś 80-cio centymetrową doradę. Na kotwicowisku, między łódkami!!!
Tego samego dnia, w "starej" marine przy pomoście nr 3, byliśmy świadkami jak jeden z żeglarzy karmił CZTERY około metrowej długości ryby. Były naprawdę masywne i nie bały się ludzi. Szkoda, że nie mieliśmy aparatu.
News!
Wczoraj przechrzciliśmy Zatokę Trzech Cyklonów (podobno tak się nazywa), w której cumujemy, na Zatokę Zatopionej Szpachelki. Uroczystość wyniknęła trochę przypadkowo i osobiście wystąpiłem w roli Matki Chrzestnej. Pomimo kilkukrotnego nurkowania obrzędu nie udało mi się cofnąć ;-)))

3 komentarze:

  1. I tak trzymaj.... . pozdrawiam z Grecji And

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam aż ruszysz i opiszesz dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością na rozwój sytuacji. Na pewno wszystko będzie w porządku i troszkę z warsztatu na wodzie przeistoczycie się w jednostkę żeglującą ;-)

    OdpowiedzUsuń