Trzeba podsumować kilka spraw. Kupiłem z drugiej ręki, od jakiegoś gościa w marinie te cholerne poduszki. Nie wiem jakie, po prostu są większe od "starych" a rozmiarami odpowiadają tym zakupionym w Anglii. Nie będę się nad sobą rozczulał, ale musiałem spędzić kilka godzin rozpiłowując pilnikiem, na kolanach, otwory pod przejściówki. Dostałem po dupie, ale zrobiłem.
Następny etap to założenie tych "poduszek" i próba ustawienia silnika i wału w linii. Nie mogę się nudzić, zawsze coś nowego ;-)
Mikołaj z Paulą zwiedzają Martynikę. Wynajęli samochód i jeżdżą. Niestety uległem Oli i dałem się namówić na uczestnictwo. Podobało mi się, ale i tak cały czas myślałem co jest do zrobienia. Miałem wyrzuty sumienia, że zamiast dzióbać przy silniku szwendam się po wyspie.
Pozwiedzaliśmy północno-zachodnią część Martyniki z St Pierre jako główną atrakcją.
Miasto uległo całkowitemu zniszczeniu w wyniku wybuchu wulkanu Montegne Pelee.
Opadła chmura pyłu wulkanicznego, zginęło ok. 30 tys. osób, przeżyły trzy. Między innymi więzień, właśnie ten. Później obwozili go w amerykańskim cyrku jako jedynego, który przeżył, ale to ściema.
Poza tym stawiają mu tam jakieś pomniki, świat głupieje. Kryminaliście, którego jedyną zasługą było to, że miał szczęście.
W tej celi.
W Wikipedii piszą, że to ważny ośrodek ruchu turystycznego. Hmmm ..., nie specjalnie to widać.
Ponieważ pisze mi się ciężko wstawiłem parę zdjęć z wycieczki ;-)
A na koniec naqsi goście w pełnej krasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz