Zacumowaliśmy w Cumberland Bay (Ola natychmiast przechrzciła ją na Cucumber Bay, czyli Zatokę Ogórkową) i gdyby nie konieczność wypłynięcia zostalibyśmy tam dłużej.
Zatoka ta jest głęboka, kotwice nie zawsze trzymają dlatego konieczne jest przywiązanie się do brzegu. "Pomocnicy" czekają już przy wejściu na małych łódeczkach i oferują swoje usługi. Podchodziliśmy do nich z rezerwą, jak do wszystkich handlarzy i bardzo się myliliśmy. Pomógł nam chłopak o imieniu Atnil, ale wszyscy byli grzeczni, uprzejmi, nienachalni.
Zatoka znakomicie zabezpieczona, całkowicie bezpieczna, otoczona wysokimi wzgórzami. Brak sklepów, dwa bary, po zmroku cicho i spokojnie. Umyliśmy się w małej rzeczce, wreszcie nie oszczędzając wody. Atnil przywiózł nam mleko, Ola posmażyła naleśniki. Wieczorem miejscowi zebrali się w jednym z barów i grali na tych swoich wyklepanych beczkach. Grali jednak dla siebie, nie dla turystów, tych nie było i dlatego może brzmiało to zupełnie inaczej.
Jeżeli będzie szansa tam jeszcze raz zajrzeć zrobimy to na pewno.
To skała na wejściu do Wallilabou, tam gdzie kręcili "Piratów z Karaibów".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz