..... rady. Zaproponowałem więc, że spróbuję oczyścić śrubę z muszli. Było ich wiele, ponad pół godziny nurkowałem i skrobałem. Muszle obrosły nie tylko śrubę, ale, co prawda w mniejszej ilości, kadłub i ster również. Pokaleczyłem się trochę, ale śrubę oczyściłem. Włączyliśmy silnik, napęd i .... jak reką odjął. Łódka ma napęd. Trudno uwierzyć, ale to właśnie muszle na śrubie całkowicie nas unieruchomiły. Ruszamy, musimy wrócić na boję, zrobiło się późno. Ups, właśnie ktoś cumuje się do ostatniej wolnej boi. Nie dziwi mnie to, nawet nie denerwuje, przecież znam to moje zezowate szczęście.
Popływaliśmy po kotwicowisku i znależliśmy wolne miejsce. Na granicy płytkiej i głębokiej wody, ale kotwica trzyma. Jeszcze pożegnalne kilka szklaneczek wina domowej (łodkowej?) roboty i idziemy spać, jesteśmy padnięci.
Jutro musimy zrewanżować się Karolowi za cały dzień pomocy, więc chyba popracujemy dla niego.Musimy też kupić olej do pompy sterowej, bo Ben stwierdził, że prawdopodobnie jest zapowietrzona. Napiszemy też maila do Jurka i spróbujemy dowiedzieć się gdzie będzie za kilka dni. Może się uda wypłynąć i gdzieś go złapać. Na razie pozostajemy więźniami Trynidadu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz