Po zamontowaniu uszczelki do pompy chłodzenia (niewłaściwej, ale na razie est ok) postanowiłem sprawdzić, przynajmniej wizualnie, resztę silnika. No i okazało się, ze mam dwa problemy - wyciek oleju ze skrzyni biegów i wyciek wody z wymiennika ciepła. Wyciek oleju był na górze skrzyni tam gdzie wchodzi cięgło do zmiany biegów. Rozebrałem wszystko, ale ostatecznie o pomoc poprosiłem Bena, anglika, który pracuje na dużym jachcie jako mechanik. Sprawa okazała się niezbyt komplikowana. Po zakupieniu, ponownie z kłopotami, uszczelek i ich założeniu wyciek został zlikwidowany. Niestety parę dni uciekło.
Z wymiennika ciepła woda kapała powolutku. Było widać jak kropelka narasta i spływa. Miałem złe przeczucia i nadzieję, że to tylko uszczelka. Rozkręciłem, spróbowałem oczyścić i okazało się, że metal jest od środka zniszczony przez słoną wodę, elektrolizę, czy cholera wie co. W każdym bądź razie go nie ma. Ścianka to sól i farba, tak gdzieś na odcinku 3 cm2. Pierwsza myśl - zdemontować i wyspawać. Druga - mamy za kilka dni wypłynąć, nie zdążę. Konsultacja z Jurkiem i decyzja, że mam to pokleić klejo-wypełniaczem na bazie żywicy epoksydowej. Poczyściłem wszystko jak najdokładniej, żeby doskrobać się do metalu, założyłem siatkę wzmacniającą i położyłem kilka warstw dosyć drogiego wypełniacza. Po dobie moglem zacząć szlifować żeby uzyskać płaską powierzchnię. Co tu gadać, ręka nie maszyna, pilnik nie szlifierka stołowa, deseczka z papierem też nie jest szczytowym osiągnięciem współczesnej technologii. Poświęciłem sporo czasu i starań, ale jakoś, z jakością możliwą do zaakceptowania, poszło. Jeszcze uszczelka i ....... nie cieknie.
No to jeszcze tylko testowe uruchomienie silnika i jesteśmy ok. Silnik nie odpalił. Po roku stania w marinie odpalił bez problemu, po wyciągnięciu i uszczelnieniu pompy paliwowej odpalił bez problemu, a teraz kręcił i nie zapalał. Znalazłem czeski błąd. Ben, gdy oglądał nasz umieszczony nad silnikiem grawitacyjmy zbiornik paliwa, zamknął zawór. Uff, odetchnąłem, otworzyłem zawór i .... nadal nie zapala. Nie znam się na silnikach, nie wiem jaka może być przyczyna. Wszystko wskazuje na paliwo, ale linia jest drożna. zdjąłem jeden z wężyków na chwilę i paliwo cieknie. Popłynąłem po Bena. Okazało się, że system paliwowy się zapowietrzył, a w pompie, pomimo dwóch filtrów z separatorami jest kupa brudów i wody. Wyczyścił wszystko, odpowietrzył i silnik zaskoczył. Niestety pompa się rozszczelniła. Czyli wszystko jeszcze raz, od początku. Skończyliśmy po północy. Był to dzień przed wypłynięciem.
Postanowiliśmy nie robić nic więcej i rzuciliśmy się do pakowania i ształowania naszych rzeczy. I ponownie się przeliczyliśmy. Okazało się, że zajmuje to dużo więcej czasu. Zniesienie wszystkiego z pokładu, właściwe umocowanie, zabezpieczenie .... mijała godzina po godzinie, a postępy były znikome. A jeszcze odprawa, zatankowanie wody we wszystkie butelki (zbiorniki jeszcze nie podłączone), kupienie czegoś do jedzenia, ... , itd. itp. Nie zdążyliśmy, poszliśmy się pożegnać i dowiedzieć gdzie dokładnie będą na Grenadzie, bo Ola zdecydowanie twierdziła, że przez 24 godziny ze wszystkim się wyrobimy i popłyniemy następnego dnia. Byłem sceptyczny, ale wszyscy wyzwali mnie od pesymistów. Niech sobie gadają, nie wiedzą jakie mam koślawe szczęście, ale ok, spróbujmy.
Następnego dnia poprosiliśmy o pomoc Karola. Chcieliśmy najpierw zrobić 1-2 godzinne pływanie, żeby sprawdzić raz jeszcze silnik i żagle. Zakończyliśmy ształowanie rzeczy, odpaliliśmy silnik, zdjęliśmy cumę z boi i ...... zaczęliśmy dryfować. Chcemy płynąć do przodu i nic, do tyłu i nic. Wiatr spycha nas na inne jachty i na nabrzeże, silnik działa, wał się kręci, a my nie możemy przyśpieszyć i nie mamy sterowności. Rzuciliśmy awaryjnie kotwicę. W złym miejscu, zbyt blisko nabrzeża i statków rybackich, ale nie mieliśmy wyjścia. Proszę Olę o sprawdzenie głębokości. Okazuje się to niemożliwe, głębokościomierz, który chwilę wcześniej działał, właśnie działać przestał. Mówiłem coś o pechu?
Zadzwoniłem do Herberta bo potrzebowaliśmy kilku pontonów, by się dostać z powrotem na boję, ale nie odbierał. Rybak zażyczył sobie kasę za podholowanie. Wredny su....syn. Zadzwoniliśmy po Bena. Przyjechał, ale też nie jest pewien gdzie leży problem. Sinik odpala, wał kręci. Karol zadal ciekawe pytanie - masz na pewno śrubę? Nie zgubiłeś jej przypadkiem? Nie wiem, skąd mam wiedzieć. Jest to jedna z możliwości więc trzeba to sprawdzić. Czyli maska do nurkowania i hop do wody. Śruba jest na swoim miejscu, ale tak obrośnięta muszlami, że prawie jej nie widać. Może to jest powód? Na wszelki wypadek nurkuję i próbuję poruszyć śrubą, a ben sprawdza, czy wał się również poruszy. Chcemy w ten sposób sprawdzić, czy śruba nie chodzi luźno. Ale nie, wszystko jest ok. Włączyliśmy silnik, Ben dał do przodu, ja obserwowałem z wody. Śruba się obraca, ale nadal nie ma "ciągu".
Ben z Karolem chcieli podholować łódkę pod boję i ... ups, właśnie ktoś ją zajmuje. Nie ma problemu, jeszcze jedna jest wolna. Na dodatek zerwał się wiatr i zaczęło lać. Łódka ciężka, wiatr silny, w mojej opinii nie damy
No nie zostawiaj tak ludzi w suspensie !!! "Łódka ciężka, wiatr silny, w mojej opinii nie damy...." i co dalej?
OdpowiedzUsuńAle pecha to wy naprawdę macie, mam nadzieje ze się wam w końcu jakoś uda trochę popływać.
Ojtam, ojtam, taki mały błąd mi się przytrafił. Przcież nie sprawdzam tych postów, bo musiałbym czytać głupoty, które sam wypisuję, a co za dużo to niezdrowo ;-)
Usuń