Najważniejsza wiadomość - stolarz dotarł i rozpoczął pracę. Ma na imię Zack , czapeczkę w stylu Boba Marleya i dredy. Coś takiego jeszcze nas tutaj nie spotkało - spóźnił się tylko z pół godziny, za to przywiózł kupę narzędzi łącznie ze sprężarką. Na dodatek dobrych narzędzi. Co dziwniejsze następnego dnia, czyli dzisiaj, też przyszedł. Trochę przynudza, ale dzięki sprzętowi praca naprawdę posuwa się do przodu.
Liczyliśmy, że on będzie robił swoje, a my swoje, ale nic z tego. Jesteśmy przy nim uwiązani, ciągle czegoś potrzebuje. Nie możemy jednak narzekać, bo nasz największy problem zaczyna maleć ;-) Tylko kurz się podnosi i siwy dym idzie. Poniżej zdjęcie stanu aktualnego.
Ze sterem zastój - znowu nas dzisiaj nie unieśli, czyli pozostał na swoim miejscu. Żeby on teraz nie zdobył palmy pierwszeństwa w zawodach na nasz największy problem.
W niedzielę wieczorem odwiedziliśmy ponownie Jurka Radomskiego. Z założenia miała to być rewizyta, czyli powinniśmy spotkać się u nas, ale po pierwsze - warunki niezbyt komfortowe, po drugie - nie mamy serca zmuszać Jurka do nocnych spacerów. Wyszło na to, że Ola przygotowała co mogła, a spotkaliśmy się na Czarnym Diamencie.
Nasza opinia co do Jurka się ugruntowała - jest bardzo fajny. Żałujemy tylko, że nasze mariny są tak oddalone, bo mielibyśmy pewnie co robić wieczorami. No i mógłbym skorzystać z jego wiedzy i doświadczenia.
Jurek natomiast był zachwycony prezentem od Oli, czyli świeżo upieczonym bochenkiem chleba. Tak ją chwalił, że aż kraśniała z zadowolenia. Na razie 3 : 0 la niej. Trzy chleby i trzy udane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz