Ola kazała mi iść "na komputer" i napisać posta. Powiedziała - napisz, że zaczęliśmy laminować i w ogóle nam, kurwa, nie idzie. Ok, napisałem. Fakt faktem, że mówi prawdę. Narobiliśmy się dzisiaj jak dwie pszczółki, a jutro mamy więcej do zrobienia, niż jak dzisiaj zaczynaliśmy, bo musimy poprawić to co spieprzyliśmy. Najpierw wałek nie chciał się obracać, następnie przyszła ulewa i udowodniła, że nasz namiot nad łódką jednak nie jest szczelny (a żywica nie lubi wody, oj nie lubi), a na koniec okazało się, że front robót jest za szeroki i wszystko twardnieje szybciej niż my nakładamy.
No i mam trochę "purchli" do zeszlifowania. Trudno, wieszać się nie będę. Jeszcze.
Za to dwie następne łaty na pontonie (robota Oli) spowodowały, że powietrze nie schodzi. Jednak nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Ten ponton już parę razy tak się z nami zabawiał - dawał nadzieję, a później pssssssyt i flak. Okres testowy to tydzień, później uwierzę.
A jutro urodziny Jurka, szykuje się imprezka ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz