Prace postępują, a Zack angażuje nas oboje przez cały dzień. Zresztą jakby nawet tak nie marudził i nie potrzebował ciągle czegoś, to i tak musiałbym mu asystować. Gdy tylko spuszczam go z oka robi nie to o co prosiłem. Upraszcza sobie pracę kosztem jakości twierdząc, że "tak też jest dobrze", "lepiej się nie da", "to nie jest konieczne". Czasami nie mam już sił na te dyskusje i dla świętego spokoju się zgadzam, ale tylko w przypadku mało ważnych rzeczy. Innych nie mogę odpuścić. Zresztą i tak będziemy mieli z Olą mnóstwo pracy jak już skończy żeby wszystko wygładzić, wyrównać, wygłaskać.
W końcu udało nam się wyjąć ster. Czekałem na dźwig tydzień, a podniesienie łódki zajęło 10 minut.
Teraz mam dwie fuchy w jednym czasie. Coś będę musiał odłożyć na później.
Właśnie w tym momencie jesteśmy u Jurka i robimy grilla. Danie główne to kurczaczek, ale odrobina rumu tez się znajdzie. A potem, po raz pierwszy na Trynidadzie, zamoczymy się w baseniku. Rozmiar co prawda olimpijski tzn. 5 x 4 metry, ale nie narzekamy ;-)
Jutro, jak się uda, wstawię zdjęcia słynnego Zacka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz