Nie musiałem pytać co się dzieje, dreptał przy nich malutki kotek. Nie wiem czy "dreptał" to właściwe słowo, czasami próbował podbiec, ale zarzucało nim jak marynarzem wracającym po upojnej nocy na statek, słaniał się na łapkach. Czasami przysiadał dla odpoczynku. Nie miał nic przeciwko by go podnieść, pogłaskać, obejrzeć.Widać było, że jest w kiepskim stanie. Był wychudzony i brudny, ale wyliniały, złamany ogonek trzymał dumnie wysoko.
Ola opowiedziała mi jak doszło do tego spotkania trzeciego stopnia.
Będąc na łódce wyszła na chwilę i zobaczyła coś białego "kicającego" niezdarnie za płotem. Zawołała Sebka - popatrz no co to jest? Jakiś królik? Ale pierwszy raz widzę tu królika.
Sebastian popatrzył i stwierdził - to nie królik to kot.
Zawołaj go - poprosiła Ola - zobaczymy czy przyjdzie? Reakcja była natychmiastowa, zwierzaczek, gdy usłyszał polskie "kici, kici" zrobił zwrot na prawo i zaczął biec w stronę płotu i naszej łódki.
Ola zaczęła schodzić po drabinie, martwiąc się głośno - ale jak on przejdzie przez siatkę?
Mama - mówi Sebastian - on już jest po naszej stronie. To nieszczęście było tak male i chude, że przejście przez siatkę nie stanowiło dla niego żadnego problemu.
Kotek podszedł do Oli bez żadnej obawy, pozwolił się podnieść i zanieść bliżej łódki. Przyszedłem właśnie w tym momencie, a ta maa bestia wiedziała jak mnie podejść. Gdy odszedłem parę kroków zwierzaczek biegł za mną. Pomyślałem - przypadek, więc poszedłem w przeciwną stronę. Znów podbiegł. Ok, sprawdzę go - odszedłem na jakieś 20-30 metrów. Ta bieda nadal biegła za mną słaniając się na łapkach, ale z ogonkiem cały czas w górze.
No i co z nim zrobimy - zapytała Ola. Podtekst był jasny, chciała go zostawić. Ja też nie bardzo wiedziałem jak miałbym powiedzieć, że zostawiamy go samego. W marinie są dwa psy, a to maleństwo nie miałoby z nimi szans. W realnym świecie, za płotem też nie.
Ok, możemy go na jakiś czas zostawić, ale kocie kupy to nie moja sprawa. Nie będę się nimi zajmował.
Ja wszystko zrobię - zadeklarowała Ola. Nic się nie martw.
Sebek też był wyraźnie zadowolony, ale grał twardziela - to najbrzydszy, najpaskudniejszy kot na świecie, stwierdził, głaszcząc to "paskudztwo".
No i w ten sposób przybył nam nowy członek załogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz