Ola, po oględzinach, stwierdziła, że to kotka, ale właściwe imię jakoś nie przychodziło nam do głowy.
Wiedziałem też, że pierwsza noc może być kiepska, obce miejsce, obcy ludzie (co prawda, Ola robiła za mamusię, ale nieprawdziwą), więc zastosowaliśmy wszystkie możliwe środki. Nakarmiliśmy małą, dostała kuwetę zrobioną z z dna dużej bańki po wodzie, ułożyliśmy jej szmatki jako posłanie. Poszliśmy spać i czekaliśmy. Niezbyt długo. Bestia zaczęła pomiaukiwać i szwendać się po kabinie. Ok, zwiesiłem rękę, niech czuje, że ktoś jest obok. Pomogło :-) Na 5 minut :-(
Następnie uwidoczniły się dwie główne cechy charakteru bestii - upór i cierpliwość . Może nawet nie cierpliwość, a raczej jakieś wyrozumienie dla niedoskonałości ludzkiej natury. Chociaż ledwo chodziła wdrapała się jakoś na schodek , później na następny, a później poczułem szuranie na koi. Nie ze mną te numery, byłem przygotowany - podniosłem ją i położyłem na posłaniu. Wydawało się, że zrozumiała. Dopóki znowu nie poczułem, że coś się rusza na moim kocu. Ponownie ułożyłem ją na posłaniu. I tak może ze 20 - 30 razy. Za każdym razem trochę mniej delikatnie. Może się obrazi i da mi spokój? Nie obraziła się a ja, coraz bardziej niewyspany, traciłem cierpliwość. Przy następnej próbie, zanim się wdrapała na koję, oberwała lekko zwiniętą gazetą. No, to pomogło, ostudziło łóżkowe zapędy. Na minutę. Za chwilę następna próba i znowu gazeta. Bądź co bądź zasady to zasady, sam je ustalałem i jakaś przerośnięta wiewiórka nie będzie ich łamać. Kto tu jest kapitanem?
Nie ja. Za którymś razem, gdy zobaczyłem ten kłębek nieszczęścia, jak z położonymi na łebku uszami, zaciśniętymi oczami, przyjmując klapsy gazetą po pyszczku, cały czas się skrabie na koję, dałem za wygraną. Dla zachowania pozorów władzy kapitańskiej powiedziałem jej tylko - ok, możesz tu spać, ale tylko "w nogach". Popatrzyła z wyrozumiałością i położyła się po drugiej stronie.
Resztę nocy przespałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz