niedziela, 9 czerwca 2013

Doniesienia z frontu (10)

Z ręką trochę lepiej, mniej boli, więc mogę coś robić, ale idzie powolutku - przymocowaliśmy wyciągarkę kotwiczną, boczne listwy (czy one mają jakąś specjalną nazwę?), przyszykowaliśmy miejsce pod babysztag, zamocowaliśmy podstawy relingów (oprócz dwóch).
Jak zawsze napotkaliśmy na zdecydowany opór martwej materii. Mój plan na zmocowanie wyciągarki się nie powiódł, okazało się, że silnik lekko zasłania otwór na łańcuch. No to zdemontowałem wszystko i przestawiłem o 90° . Okazało się (przynajmniej w mojej opinii), że tym razem zbyt blisko jest plastikowa, przezroczysta zakrętka, służąca do kontrolowania poziomu oleju. Z natury rzeczy delikatna bestyjka, więc lekkie puknięcie łańcucha i ... nie ma oleju. No to obróciłem o następne 90º. Tym razem wygląda nieźle, ale , ponieważ silnik znajduje się po przeciwnej stronie niż było planowane, za krótkie są przewody. Wyjścia są dwa - przedłużyć przewody lub przesunąć selenoid box. Prawdopodobnie wybiorę, z powodów finansowych, przestawienie skrzynki .
Mocowanie bocznych listew też było ciekawe - trzy razy udało mi się trafić na wcześniej wkręcone śruby. Gdybym chciał na nie trafić nie miałbym żadnych szans. Powinni specjalnie dla mnie założyć "odwróconego totolotka" tzn. takiego, że jak wygrasz płacisz komuś na przykład 10 tys.. Pewnie co drugi tydzień miałbym szóstkę ;-)
Wczoraj odwiedził nas Ricard, hiszpan, widzieliśmy go po raz pierwszy. Stoi na kotwicowisku 50-cio stopowym, cementowym jachtem. Szuka pracy i ktoś mu powiedział, że może u nas mógłby parę tt$ zarobić. Deklarował znajomość stolarki i prac z laminatami. Umówił się dzisiaj na 11-tą na pogadanie o wszystkim. Właśnie jest 14.24, jeszcze nie dotarł. Pewnie zadanie go spłoszyło. Szkoda, że ja nie mogę się tak spłoszyć i pitolnąć wszystko o glebę.
Zapomniałem o najważniejszym - Dynamite Marine, broker, który sprzedał mi Kłopot, zaczął narzekać, że nie dostał prowizji za sprzedaż, ja nie zapłaciłem faktury za naprawy, które zleciłem im zaraz po przyjeździe na TT (tak, jestem idiotą, ale nie sądziłem, że w tej sytuacji będą chcieli mnie naciągnąć) i w ogóle to jestem nie fair.
Tylko że: 
- prowizje płaci sprzedający nie kupujący i straszenie, że zablokują mi możliwość opuszczenia Trynidadu jest próbą wyłudzenia ode mnie kasy 
- nie zapłaciłem faktury, bo wpisali w nią naprawy, których nie wykonali, a koszty materiałów są brane całkowicie z sufitu
- ich niezadowolenie mam gdzieś, bo gdy okazało się w jakim stanie jest łódka wypieli na mnie d...ę.
Jednak coś musieliśmy zrobić, więc poszliśmy ponegocjować. Z 7200 tt$ utargowaliśmy na 4000 tt$ i odebraliśmy przy okazji silnik do pontonu - tohatsu 5 hp. Czyli mam nową zabawkę do przejrzenia. 

Tak jakbym nie miał dość zabawy z Tantibusem (nasza wewnętrzna nazwa Oriona, to z łaciny, więc brzmi dostojnie ;-).
Jednak fajnie by było gdzieś popłynąć chociażby pontonem. Choć małe kółeczko  po okolicy zrobić. Oj, rozmarzyłem się ....  No, no, już wystarczy, wracaj głupku do roboty.

P.S. Cała nasza sytuacja to koszmar, rozważaliśmy nawet oficjalną zmianę nazwy jachtu na "Tantibus". Brzmi dobrze i oddaje doskonale aktualną sytuację. 
Sąsiedzi z mariny, którym o tym pół żartem pół serio mówiłem, przestrzegali nas z poważnymi minami - nie możecie tego zrobić, bo będziecie mieli pecha, bo się jacht "obrazi". Pusty śmiech mnie ogarniał, przecież już jest obrażony cholera wie za co. Niech się lepiej martwi żebym ja się na niego nie obraził, bo zgnije gdzieś przy płocie zżerany powoli przez insekty. Co mi może zrobić? Zepsuć coś sobie? A zostało coś jeszcze do zepsucia? 
Może próba samobójcza przyjdzie mu do głowy? Powodzenia, nie będę musiał sięgać do kieszeni po zapalniczkę. 
Zechce nas utopić? Może to najlepsze wyjście. Kit mu w oko.

P.S. 2 Wiadomość z ostatniej chwili - Ricard dotarł o 16.30. Nie wiem czy ta współpraca ma przyszłość. Choć jeżeli zna się na stolarce .... . Może go sprawdzę przez dzień.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz