piątek, 14 czerwca 2013

Doniesienia z frontu (12)

Dzisiaj będzie post pozytywny, optymistyczny, pełen dobrych emocji i wiadomości jak szybko i sprawnie posuwają się prace. Dość już dołujących wieści, patrzmy w przyszłość z uśmiechem.
Ok, żartowałem. Trudno o optymizm, gdy wszystko idzie źle. Nie, nie źle, tragicznie. Na tyle tragicznie, że "urodziła się nowa świecka tradycja"- właściwie co wieczór rozważamy z Olą ile jeszcze wytrzymamy i czy rzucenie wszystkiego już teraz nie byłoby życiową mądrością.
Co się wydarzyło?
Pieprzony brakorób, który zniszczył okucie dziobowe nie zabiera się do jego poprawienia. Umawia się, a potem po prostu nie przychodzi. Co mam zrobić? Jak mu obiję mordę to pójdę siedzieć. W końcu będę musiał sam to naprawić, ale nawet jeżeli ponacinam wstawiony element i nadam mu właściwy kształt (co nie będzie zbyt proste, bo za każdym razem muszę go wnosić 4 metry na rusztowanie i przymierzać) to go nie pospawam, nie mam czym.
Na prawej burcie zauważyłem, że stopka relingu nie trzyma. Obok niej znajduje się źle zaślepiony stary, nieużywany wlew paliwa. Ponieważ wcześniej  gdzieś w tej okolicy był przeciek pomyślałem, że naprawię jedno i drugie za jednym podejściem.  Co za problem wpasować kawałek sklejki i pokryć to wstawkami z teaku? Nic bardziej mylnego. Otworzyłem i znalazłem całkowicie spróchniałą namoczoną sklejkę i pęknięty laminat na podłużnicy burtowej na długości ponad 2 m. (przynajmniej mam taką nadzieję, bo do jednego końca pęknięcia jeszcze nie dotarłem). Drewniane listwy z których jest zbudowana również są nasączone wodą. No i wyszła z tego następna duża robota. Muszę wyciąć spękany laminat, namoczone i spróchniałe drewno (nie mam czasu czekać, aż samo wyschnie), następnie wszystko przeszlifować i oblaminować w miejscu gdzie rękę mieszczę z trudnością. Następnie wstawić na wierzch nowy pas sklejki i całość pokryć laminatem. Rezygnujemy z teaku, doszedłem do wniosku, że stary wymaga zbyt dużo zachodu, a na nowy mnie nie stać. Tam gdzie będę coś robił wycinam teak i kładę laminat. Nie będzie ładniej, ale będzie bardziej sucho.
Tak właśnie rozwijała się sytuacja. Dynamicznie, że tak powiem.




Spotkaliśmy również stolarza, faceta pracującego dla firmy remontującej statki rybackie. Widziałem jak pracuje, był naprawdę niezły. Co z tego? Umówił się z nami już trzy razy i ani razu nie dotarł. Za każdym razem gdy się na niego natykam obiecuje, że dzisiaj na pewno wpadnie .... i nie przychodzi. Chyba kiedyś byłem już w podobnej sytuacji, jakieś deja vu czy coś?
Narzekałem jakiś czas temu na opór martwej materii, ale to nic w porównaniu z oporem żywej. Ci ludzie są niereformowalni, nie da się ich zmienić. To primabaleriny z nosem zadartym wysoko, przekonane o swojej ogromnej wartości, które myślą tylko jak cię wydoić. Nastawienie do białych, szczególnie właścicieli łodzi, jest najogólniej rzecz biorąc niechętne i negatywne. Liczy się tylko kasa, a właściwie wymyślanie sposobów jak ją zedrzeć nie wysilając się zbytnio. Gdy zasoby ropy i gazu, dzięki którym ten kraj jakoś funkcjonuje wyczerpią się, w ciągu dwóch lat będzie tu drugie Haiti. Większość z nich będzie biegała z bronią po ulicach i kradła co tylko możliwe, bo pracować nie umieją. Niech ich wszystkich szlag trafi. To tak a propos optymizmu i dobrych emocji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz