wtorek, 14 maja 2013

Tranzytem przez Polskę


Jakoś dojechaliśmy. Nie było łatwo, choć pokonywaliśmy tą drogę wiele razy. Zapomniałem bowiem nadmienić, że wyjazd z Anglii oprócz rozterek i nękających nas wątpliwości miał równie trudny, czysto fizyczny aspekt. Jak to wyglądało? Po nie do końca przespanej nocy, rano rozpoczęliśmy pakowanie busa. (volkswagen LT, przedłużany). Oceniliśmy błędnie trzy rzeczy:
1. Ilość nagromadzonych przez lata rzeczy.
2. Pojemność busa.
3. Czas potrzebny na załadowanie.
Trochę leniwe poranne układanie naszego dobytku przekształcało się z godziny na godzinę w ładowanie szybsze, szybsze i jeszcze szybsze. W coraz większych nerwach i z rosnącym przekonaniem, że prom na nas nie zaczeka. Na dodatek zaczęło  lać. Skończyliśmy, no prawie, bo wszystko się nie zmieściło, nad ranem. Mieliśmy jeszcze wystarczająco dużo czasu by na prom dojechać o czasie. Niestety dzień i noc pakowania odbiły się na mojej kondycji. Pół godziny po starcie zacząłem odpływać i musiałem stanąć. Ola nigdy nie prowadziła busa i obawiała się spróbować. Zresztą noc i deszcz nie ułatwiały sprawy. Piętnaście minut z zamkniętymi oczami i jazda dalej. Przez następne pół godziny. I znowu odjazd. Podsumowując - na prom dojechaliśmy minutę przed zamknięciem odprawy. Ale dojechaliśmy.
Cała pozostała część trasy wyglądała zresztą podobnie - okresy jazdy i krótkie drzemki. Trzydzieści godzin, 50 % dłużej niż zazwyczaj.
Za to w Polsce było nam wyśmienicie. Lato, ciepło, normalne jedzonko (dobry chlebek, ogóreczki małosolne, mniam ;-), rodzina, znajomi i przygotowania do wyjazdu, tego wymarzonego, w tropiki.
Nadaliśmy paletę z rzeczami drogą morską przez fimę Terramar. Poszło szybko i sprawnie. Normalna firma zajmujaca się spedycją, a nie jakieś pseudousługowe, niby przepowadzkowe, które za samo obejrzenie rzeczy do wysyłki oczekują wynagrodzenia. Zapakowaliśmy wszystko co nam wpadło w ręce i wydawało się potrzebne. Razem 220 kilo. W tym wszystkie moje wędki ;-)
Jeszcze parę spotkań, kilka pożegnań, trochę smutku i łez bo przecież znowu zostawiamy kawał naszego życia, naszych najbliższych. No i w drogę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz