Będziemy musieli jeszcze raz zmienić pokrycie namiotu. Wiatry, deszcze i fakt, że budowany był, gdy maszt stał jeszcze na pokładzie powoduje, że jest zdecydowanie nieszczelny. Czyli następny wydatek. Czekamy z tym, aż skończymy dziób i poprzykręcam wszystkie stałe elementy Przecież musi się czegoś trzymać:-) Zresztą wyglądamy, tzn, Orion, jak cygański wóz po przejściach. Poniszczony namiot, dodatkowe płachty chroniące od deszczu obciążone butelkami z wodą żeby nie fruwały. Pod spodem spora część naszego wyposażenia i mój “warsztat naprawczy“. Wszystko na paletach, ale jakoś bez ładu i składu.
Jedna burta w szarych, laminatowych plamach, druga z częściowo zdjętą listwą odbojnikową, a właściwie to chyba kiedyś ozdobną. Wystarczy na niego spojrzeć, aby wzbudzić uczucie litości, choć jakoś nikt się nie lituje i z pomocą nie bieży.
Byliśmy Na TT przez praktycznie całą poprzednią porę deszczową i nie pamiętam, by opady były aż tak ciągłe. Znam wytłumaczenie - właśnie teraz powinienem malować pokład. Mój pech nadal ma ogromną siłę, spowodowanie kilku (może więcej?) dni deszczu to dla niego kaszka z manną. Oto kilka przykładów, tych bardziej spektakularnych:
1. Przyjazd do Anglii - funt spadł z 7 na 5 zł.
2. Włożyłem parę groszy w giełdę - kryzys trzyma do taj pory. Czeka, aż wypłacę kasę, wtedy zacznie się hossa.
3. Kupiłem bilety do Indonezji - natychmiast wybuchł tam wulkan i uderzyło tsunami (nie żartuję). Nie to największe sprzed kilku lat, to było mniejsze.
Można mówić o przypadku, ale ja już w niego nie wierzę, wierzę w pecha. Mojego pecha.
P.S. Ukryłem kilka postów, tzw. skurwysyńskich. Musiałem to zrobić w celach dochodzeniowo-śledczych ;-)
Chodzi o sprawdzenie pewnego przypuszczenia, a sprawy toczą się własnym tempem, niestety nie najszybszym. Sądzę, że wrócę do nich niezadługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz