Mieszkam sobie na tej
łódce będąc pewnym, że jak kotwica nie ruszyła się przez tyle
czasu to i teraz się nie ruszy. No bo co jak co, ale łańcucha 12
mm2 to na pewno nic nie zerwie.
Podpływam
więc sobie dzisiaj pontonem, akurat tak jakoś łódka ustawiła się
dziobem w moją stronę, i zerknąłem od niechcenia na łańcuch.
Coś mnie tknęło, że aż okulary założyłem. Nie pomogły, nadal
coś było nie tak. Podpłynąłem i gdybym nie siedział to by się
nogi pode mną ugięły. Jakby
ktoś zrobił łańcuch kotwiczny z powyginanych, skorodowanych
gwoździ.
Tak, tak, to ten sam łańcuch. Ten odcinek poniżej jest zjechany w miarę równo, ale ten powyżej ....
Natychmiast
wciągnąłem kilka metrów łańcucha, aż do miejsca gdzie grubość
wróciła do jego starej, skorodowanej normy. Każdy ruch windą
zabezpieczałem wcześniej liną, bo bałem się, że jak ruszę
dziada i muszle odpadną, a być może tylko one trzymają jeszcze
łańcuch w kupie, to popłynę z wiatrem do Wenezueli.
Chyba
jutro poszukam bojki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz