Nie
mam czasu myśleć o łódce. Muszę pomóc mamie w jej problemach
zdrowotnych. Lekarze to nie jest grupa, której łatwo zaufać. Pani
doktor jednego nie może, innego nie chce, a o innym nie ma pojęcia.
Badań nie może zlecić bo to tylko w przychodni diabetologicznej
mogą, na skierowaniu nie może napisać „pilne” no bo to tylko
guz w tarczycy i musiałaby później jakoś to umotywować, lekarstw
nie zmieniała od lat, a wyników nie sprawdzała. Nawet badanie
hemoglobiny glikowanej nazywała hemoglobiną glikolizowaną. Szkoda
gadać. Dobrze, że po doświadczeniach angielskich, a później
karaibskich i francuskich jestem na to uodporniony. Równamy do
najlepszych ;-). To był sarkazm jakby ktoś nie wyczuł.
Co
do mnie postanowiłem nie brać leków. Na razie przynajmniej.
Andrzej, nasz lekarz pokładowy (choć jego „pokład” jest
obecnie dosyć odległy;-), powiedział, że mogę spróbować diety
niskocukrowej (powinienem zrzucić kilka kilo) i zacząć żyć
aktywniej. Jem mniej i ostrożnie dobieram produkty. Tzw. aktywność
wprowadzam jednak nieśpiesznie. Wiem, że się trochę zastałem i
nie chcę przesadzić.
Muszę
też kupić jakąś dryndę za parę złotych. Mam sporo biegania a korzystanie z
komunikacji publicznej to jednak masakra. Z drugiej strony szukanie
samochodu nie mając samochodu też nie jest proste.
Synoptycy
alarmują, że nadchodzi nad Polskę fala tropikalnych upałów.
Wreszcie właściwa temperatura ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz