Nadal
nie ma o czym pisać. Zrobiłem sobie sporą przerwę w
relacjonowaniu prób wyrwania się z pułapki. Miałem nadzieję, że
może jak nie będę gadał/myślał tylko robił to może umysł mi
odpocznie, depresja minie, robota pójdzie sprawniej. Oczywiście
myliłem się co do wszystkich tych oczekiwań. Jak zwykle zresztą.
Ciężko
mi jest sobie nawet przypomnieć co się zdarzyło w tym czasie.
Dzień do dnia podobny, żadnych uniesień.
Po
powrocie z Grenady okazało się, że Herbert jest raczej pozbawiony
zdolności honorowych. Miał mi podrzucić 100 dolców jako
rekompensatę poniesionych kosztów i do tej pory tego nie zrobił.
Nie jest to wysoka cena by się przekonać, że ktoś jest fiutem.
Mamy
jakoś szczęście (?) do próśb o pomoc w ostatnim czasie. Przez
dwa tygodnie co drugi dzień wypompowywałem z łodzi pewnego
Brazylijczyka wodę. On musiał wyjechać, a łódka ciekła. Co
prawda miałem to robić tylko przez kilka dni, bo wcześniej miał
robić to jego inny znajomy. No, ale jak po kilku dniach
stwierdziłem, że nikt nic nie robi, zacząłem ja do niego pływać
i włączać pompy. Gdyby nie to mógłby znaleźć po powrocie
jedynie czubki masztów.
Byliśmy
też proszeni o kilkudniową opiekę nad łódką i kotem. Tym razem
żeglarz z Afryki Południowej. Zgodziliśmy się, ale kilka godzin
przed wypłynięciem wszystko zostało odwołane. I dobrze, bo z
jednej strony spłacam długi, które zaciągnąłem, gdy mnie
pomagano, ale z drugiej moja robota przez to stoi.
Ola
namówiła mnie na pójście w niedzielę na spotkanie z kółkiem
graczy w domino. Kojarzyło mi się to ze starymi amerykańskimi
filmami, na których gospodynie domowe, znudzone codzienną rutyną
grają w bingo. No i niewiele się pomyliłem. Co prawda towarzystwo
jest bardziej wymieszane, zarówno pod względem płci jak i
narodowości, ale atmosfera raczej nie ekscytuje. Po kilku kolejkach
wie się właściwie wszystko i jest to tak samo podniecające jak
kółko i krzyżyk. Obiecaliśmy sobie jednak, że za tydzień też
pójdziemy i damy im popalić ;-). Emocje sięgną zenitu. Zabierzemy
tylko ze sobą rumpunch ;-)))))))
Myślę,
że za jakiś czas będę mógł wrzucić jakieś zdjęcia z nową
zabudową mesy. No bo przecież tniemy, kleimy, malujemy, szlifujemy,
więc coś się dzieje. Może nie będzie jaszcze skończona, ale coś
już będzie widać.
Ponieważ
na bezrybiu i langusta ryba to jeszcze jedno zdarzenie nabrało
epokowego znaczenia. Udziabała mnie osa. Duża, czarna. Cholera ją
wie skąd się wzięła na łódce, ale zrobiła mi dwie kujki w
boku. Osa duża, ale kujki małe, więc przeżyłem ;-)
Mysle ze Herbert mysli ze wierzysz w stare powiedzenie ze pieniadze szczescia nie daja...
OdpowiedzUsuńI jak tu lubić Niemców?
Usuń