środa, 29 kwietnia 2015

Doniesienia z frontu (185)

Nadal nie ma o czym pisać. Zrobiłem sobie sporą przerwę w relacjonowaniu prób wyrwania się z pułapki. Miałem nadzieję, że może jak nie będę gadał/myślał tylko robił to może umysł mi odpocznie, depresja minie, robota pójdzie sprawniej. Oczywiście myliłem się co do wszystkich tych oczekiwań. Jak zwykle zresztą.
Ciężko mi jest sobie nawet przypomnieć co się zdarzyło w tym czasie. Dzień do dnia podobny, żadnych uniesień.
Po powrocie z Grenady okazało się, że Herbert jest raczej pozbawiony zdolności honorowych. Miał mi podrzucić 100 dolców jako rekompensatę poniesionych kosztów i do tej pory tego nie zrobił. Nie jest to wysoka cena by się przekonać, że ktoś jest fiutem.
Mamy jakoś szczęście (?) do próśb o pomoc w ostatnim czasie. Przez dwa tygodnie co drugi dzień wypompowywałem z łodzi pewnego Brazylijczyka wodę. On musiał wyjechać, a łódka ciekła. Co prawda miałem to robić tylko przez kilka dni, bo wcześniej miał robić to jego inny znajomy. No, ale jak po kilku dniach stwierdziłem, że nikt nic nie robi, zacząłem ja do niego pływać i włączać pompy. Gdyby nie to mógłby znaleźć po powrocie jedynie czubki masztów.
Byliśmy też proszeni o kilkudniową opiekę nad łódką i kotem. Tym razem żeglarz z Afryki Południowej. Zgodziliśmy się, ale kilka godzin przed wypłynięciem wszystko zostało odwołane. I dobrze, bo z jednej strony spłacam długi, które zaciągnąłem, gdy mnie pomagano, ale z drugiej moja robota przez to stoi.
Ola namówiła mnie na pójście w niedzielę na spotkanie z kółkiem graczy w domino. Kojarzyło mi się to ze starymi amerykańskimi filmami, na których gospodynie domowe, znudzone codzienną rutyną grają w bingo. No i niewiele się pomyliłem. Co prawda towarzystwo jest bardziej wymieszane, zarówno pod względem płci jak i narodowości, ale atmosfera raczej nie ekscytuje. Po kilku kolejkach wie się właściwie wszystko i jest to tak samo podniecające jak kółko i krzyżyk. Obiecaliśmy sobie jednak, że za tydzień też pójdziemy i damy im popalić ;-). Emocje sięgną zenitu. Zabierzemy tylko ze sobą rumpunch ;-)))))))
Myślę, że za jakiś czas będę mógł wrzucić jakieś zdjęcia z nową zabudową mesy. No bo przecież tniemy, kleimy, malujemy, szlifujemy, więc coś się dzieje. Może nie będzie jaszcze skończona, ale coś już będzie widać.
Ponieważ na bezrybiu i langusta ryba to jeszcze jedno zdarzenie nabrało epokowego znaczenia. Udziabała mnie osa. Duża, czarna. Cholera ją wie skąd się wzięła na łódce, ale zrobiła mi dwie kujki w boku. Osa duża, ale kujki małe, więc przeżyłem ;-)


2 komentarze:

  1. Mysle ze Herbert mysli ze wierzysz w stare powiedzenie ze pieniadze szczescia nie daja...

    OdpowiedzUsuń