sobota, 25 października 2014

Doniesienia z frontu - Trekking z ichneumonem (149)

Po przypłynięciu do "Anki" obiecałem nieopatrznie, że od czasu do czasu ruszymy tyłki i rozejrzymy się co w szerokim świecie, tym poza łódką, słychać. Nie jestem zwolennikiem chodzenia bez celu tylko po to żeby chodzić, ale Ola tak długo marudziła, że musiałem się zgodzić.
W Sainte Anne jest jakaś trasa trekingowa, która ma podobno trzydzieści parę kilometrów i prowadzi przez południową część Martyniki. Dla mnie trochę za długa :-), Ola odgraża się jednak, że z Andrzejem i Susan zaliczą ją w lutym. Osobiście bardzo wątpię :-)
Zdecydowaliśmy się więc na przespacerowanie jedynie do tzw. Plaży Moskitów, miejsca, do którego nasi znajomi organizują sobie od czasu do czasu weekendowe wypady połączone z obozowaniem i nocnym podziwianiem pełni księżyca. Podobno są też inne atrakcje, ale o nich sza :-)))))))
Pierwszym zaskoczeniem była sama trasa. Jest dobrze oznaczona, różnorodna, prowadzi częściowo przez las (tzn. takie zarośla ;-), a czasami nad brzegiem morza racząc widokami jak z pocztówki. Miejscami trzeba podejść odrobinę, by następnie zejść na poziom morza. Nie jest trudna, ale nie jest też nudna. Warto się tam wybrać.
Sama plaża nie powali kogoś przyzwyczajonego do polskiego wybrzeża. Jest raczej wąska, a piasek jest szarawy. Jednak jak na Martynikę jest ok. Świadczyły o tym grupki osób, które przybyły tu by raczyć się piaskiem, słońcem i wodą.
Zbieraliśmy się już do powrotu, susząc stopy i wytrzepując piasek z butów, gdy Ola zauważyła jakieś dziwne, nieduże zwierzę, które po chwili zniknęło w chaszczach. Stwierdził, że to nie mógł być szczur bo miał ogon pokryty futrem. I miała rację. Nigdy nie widziałem tego zwierzęcia w naturze, ale nie miałem żadnych wątpliwości - to był ichneumon. Ale tutaj? Na Karaibach? Zwierzę to do tej pory kojarzyło mi się z Afryką i Azją. Przecież Rudyard Kipling właśnie w Indiach umieścił akcję książki wraz z jej słynnym, tytułowym bohaterem Rikki Tikki Tavi. Pamiętam jeszcze te emocje, gdy czytając to opowiadanie marzyłem by mieć w domu takie mądre, odważne zwierzę, żałując jednocześnie, że to niemożliwe, bo przecież w Polsce mangusty nie występują, a wyjechać mogłem jedynie na wczasy do DDR lub Bułgarii. Tam też nie występują ;-)
Moje, powoli narastające przekonanie, że uległem halucynacji lub, że z opóźnieniem zadziałała szklaneczka rumu z colą wypita poprzedniego wieczora, rozwiał sam ichneumon, wychodząc z drugiej strony kępy krzaków. Popatrzył na nas, odwrócił się i potruchtał ścieżką w przeciwną stronę. Mieliśmy czas się napatrzyć, choć brakło czasu by zrobić zdjęcie. Bardzo żałuję :-((((((
W necie nie znalazłem zbyt wiele na temat mangust i Martyniki. Jedynie niewielkie wzmianki, że zostały sprowadzone przez ludzi do ochrony przed wężami. Na szczęście potwierdza to, że nie ulegliśmy zbiorowym omamom.
Dla takich chwil warto trochę popodróżować ;-)

2 komentarze: