Do tej pory, od jakichś dwóch lat, patrzyłem na świat przez okulary w kolorze ekskrementów, ale to się zmieni, okulary pójdą do kosza. Teraz do swoich cech będę mógł zaliczyć, oprócz legendarnej cierpliwości, równie legendarny optymizm.
Nie będę wciskał kitu i pominę sam fakt ciągłej walki z Orionem prowadzonej w intencji zakończenia remontu. Tutaj zgadzam się z kilkoma moimi wrogami (przyjaciele taktownie milczą), że jest to raczej dowód głupoty.
No, ale cóż takiego się wydarzyło? Właściwie nic, a jednak tak wiele. Dokładnie tydzień temu po raz pierwszy poczułem ból w stopie i oceniłem czas potrzebny na powrót do sprawności właśnie na siedem dni. Zazwyczaj tyle to trwało.
W tym momencie leżę sobie na koi, stukam na klawiaturze, ale jakbym chciał pójść siusiu na rufę to mogę to zrobić jedynie z kuśtykaniem, grymasami i kur..mi dookoła. Po tylu kłopotach, porażkach, uszkodzeniach ciała i psychiki(niektórych, szczególnie tych psychicznych, naprawić się nie da), gdy już jestem umówiony z przyjaciółmi na Trynidadzie, ja, idiota, spodziewałem się, że wszystko pójdzie utartym szlakiem. Toż to trzeba mieć przecież nieprzebrane pokłady optymizmu. Nieprawdaż? Może spróbuję sprzedać trochę na Allegro i wyjść z finansowego dołka.
Wszystkie nasze plany, nazwijmy je harmonogramem robót, wzięły w łeb. Na dodatek kończy się nam woda, a ja nie bardzo mam jak się ruszyć. Nie nadaję się do hasania po pokładzie. Na dodatek nasz znajomy, Marjusz, u którego miałem popracować pod koniec października zadzwonił, że musiał zmienić plany i przylatuje dopiero w styczniu. A my, specjalnie z jego powodu, kupowaliśmy bilety na listopad, miał być 21-go października :-(.
Ale co tam, my urodzeni optymiści patrzymy w przyszłość z uśmiechem. Jest pięknie, a będzie jeszcze piękniej.
P.S. Na wszelki wypadek okulary, o których wspomniałem powyżej, jednak zachowałem ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz