Nic się nie dzieje. Oli noga goi się bez problemów, moje wędkowanie przy wraku zaowocowało jedynie złapaniem tegoż właśnie wraku. Musiałem wejść do wody i nurkować żeby nie stracić błystki. Po kilku dniach mocniejszych wiatrów woda zrobiła się mętna, więc Jacek też nie może popróbować z kuszą.
Pracujemy całymi dniami czego najlepszym dowodem jest poniższe zdjęcie ;-)
Generator wiatrowy sobie odpuściłem. Nie umiem go wyważyć, lub nie jest to możliwe. Próbowałem robić to tak, jak wyważane są koła samochodowe, jednak bez specjalnego urządzenia nie jest to proste. Dokładałem obciążniki ze śrub i nakrętek przy każdym śmigle po kolei i niewiele to zmieniało. Szkoda mi na to czasu. Zapakowałem gada i czeka teraz na lepsze czasy.
Zdjęliśmy genuę z zamiarem rozpoczęcia napraw. Jeszcze musimy pożyczyć od kogoś maszynę do szycia i kupić klej (za radą Wojtka Ogrzewalskiego). Podobno sklejenie powoduje, że naprawa jest skuteczna i "na wieki". Nie mamy doświadczeń. Zobaczymy.
Chciałem też zrobić porządek z drugim sztagiem. W planie było wejście na top masztu, odpięcie sztagu, podczepienie go niżej, na wysokości drugiego salingu, skrócenie od dołu, założenie norsemana i ..... zrobione. Jak zwykle nic z tego nie wyszło. Miałem nadzieję, że linka jest popękana tylko w dolnej części, tej, która miała być odcięta. Niestety była w kiepskiej kondycji na całej długości. Obawiałem się, że wystające druty będą niszczyły żagle, więc ją zdemontowałem. Szukam teraz 11 metrów stalówki o średnicy 7-8 mm., ale w lepszym stanie. Aha, było to moje pierwsze wejście na maszt. Debiucik ;-)
Oprócz tego rozpoczęliśmy też drobne prace stolarskie, próbujemy ustawić silnik i wał w linii, uszczelnić dławicę i, równolegle, wykonujemy jeszcze trochę innych prac. Czyli normalnie, po staremu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz