piątek, 6 grudnia 2013

Doniesienia z frontu - Carriacou (80)

Jeszcze chwilka na temat "przygód" na Rhonde Island. A było to tak - przyszła fala, bujnęło, Ola spadła z koi i ..... zarwała podłogę w sterówce. Jest tam taki duży właz na ewentualny dostęp do silnika. Teraz właz jest trochę niżej. Ola twierdzi, że spadła na cztery łapy jak łasico-kocica, ale po szkodach sądzę, że musiało być to co najmniej jak słonico-mamucica.
Mówi też, że nie zrobiła tego specjalnie. Strach pomyśleć co by było gdyby wzięła się za niszczenie łódki z premedytacją.
Co do Carriacou - ogólnie nie jest źle. Wyspa wygląda przyjemnie. Zresztą dla mnie im mniejsza tym ładniejsza. Łatwe kotwicowisko, osłonięte, kotwica trzyma dobrze. Atrakcją jest Sandy Isl., ale widzieliśmy ją tylko w przelocie. Spłachetek żółtego piasku na wejściu do zatoki. Woda czyściutka, kilka jachtów, ludzie na plaży, kajty w powietrzu.
Hillsborough to tak naprawdę dziura, kilka niby barów, kilka niby sklepów. Wszyscy właściciele busów chcieli nas wozić na Turtle Beach, więc to chyba następna atrakcja. Ceny wyższe niż na Grenadzie. Duży kłopot z wodą. Nie udało nam się nabrać nawet do butelek. Teraz widzimy jak ważne jest łapanie deszczówki.
Z ciekawostek wędkarsko przyrodniczych - widziałem węża morskiego, gdy pływałem pomiędzy jachtem a brzegiem. Snuł się powoli po dnie, żółty z czarnymi cętkami na grzbiecie.
Wieczorem rzuciłem delikatną wędkę z małym snapperkiem złapanym przypadkiem. Byłem przekonany, że to na nic. Jakie było nasze zdziwienie, gdy po paru minutach kołowrotek zapracował, a po chwili żyłka pękła. Osłupieliśmy. Natychmiast uzbroiłem dwa solidne wędziska i założyłem dwie następne rybki. I po godzinie .... nic. I przez całą noc nic.
Rano szykujemy się do wypłynięcia, zbieram wędki, nagle jedna zapracowała. Coś ciągnie żyłkę. Rekin, barracuda, jakiś potwór morski? No trochę tak, złapała się nadymka. Musieliśmy ją wyciągnąć w celu odczepienia chaka. Nadęła się jak piłka do kosza i strasznie na nas skrzeczała (a mówi się, że ryby nie mają głosu;-).


 A tak wracała do wody.

Przed nami Union.

3 komentarze:

  1. luzik, ciepełko, a my tu w Łodzi orkan mamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek;
    Tylko moge na razie pozazdroscic wam przygod a tobie talentu literackiego.
    Mam nadzieje ze kiedys poplywamy razem.

    Andrzej

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahoj. Rzuciłem Was na większe wirtualne wody, a co niech inni też mają frajdę

    OdpowiedzUsuń