sobota, 28 września 2013

Doniesienia z fontu - Dryf kontrolowany (prawie) 59)

Kotwica jednak nie trzymała. Pod wieczór zauważyliśmy, że zbliżamy się do łódki stojącej za nami. Powolutku, niedostrzegalnie, ale byliśmy zdecydowanie bliżej niż rano. Za blisko.
Sytuacja zrobiła się trudna - brak silnika, nietrzymająca kotwica i noc. A czasami w nocy dmucha.
W zasadzie nie mieliśmy pola manewru, jedyną opcją było przeciągnięcie się na boję za łódkę, do której się zbliżaliśmy. Tylko, że nie mamy aż tak długich lin, więc dupa.
Nie ma co gadać, pewnie zrobiliśmy jakiś straszny, niedopuszczalny, niezgodny ze sztuką żeglarską manewr, ale zrobiliśmy. Po prostu, gdy prąd zniósł nas trochę w bok, podniosłem kotwicę. Tylko na tyle żeby wyrwać ją z dna i pozwolić się dryfować. Trochę nami pokręciło, opuszczałem i podciągałem kotwicę kilka razy, ale się udało. Bez silnika, ale za to w stresie, zatrzymaliśmy się w takiej odległości od boi, że nasze liny wystarczyły by się podczepić. Na dodatek w nic nie walnęliśmy. Później to już tylko kotwica raz jeszcze w górę i wybieranie liny. W każdym bądź razie stoimy bezpiecznie. Ale nie za darmo. Licznik znowu zaczął stukać.
Z impellerem miałem kłopot - nie mogłem zdjąć jego metalowej części z wałka, na którym pracuje. Nawet ze ściągaczem pożyczonym od Jurka nie szło. Pomogło namoczenie w oleju i odczekanie kilku godzin. Z trudem, w bólach ale się udało. Teraz tylko muszę gdzieś znaleźć uszczelki, wymienić uszkodzone węże i złożyć wszystko do kupy. Może zadziała ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz