Dzieje się niewiele. Powolutku pchamy wszystko naprzód. Ostatnie dni to walka z kiblem w kabinie rufowej. Wydawało się, że wystarczy go sprawdzić, ale nie poszło tak łatwo. Skończyło się na wymianie wszystkiego i rozbieraniu kawałka ściany. Zresztą stare podłączenie, gdzie jakiś spryciarz spiął klozet z umywalką, połączył to trójnikiem i jakimiś złączkami, wymagało geniuszu Leonarda da Vinci. Niestety pomimo tego woda nie chciała płynąć. Zazwyczaj tak jest jak ma płynąć do gory. No i obawiałem się, że to co tam wpadnie też nie będzie chciało, albo wypłynie poprzez umywalkę właśnie ;-)
Teraz kibelek jest osobno, a nowy wąż nie ma żadnych przewężeń.
Jutro wizyta w Biurze Imigracyjnym. Musimy przedłużyć wizę. Problem z tym, że oni nie muszą. Co ma być to będzie.
P.S. Andrzej zaprosił nas na śniadanie, a w roli głównej była sałatka po grecku. Taka z fetą, oliwkami, pomidorem, cebulką, ogórkiem, papryką itd. Była wyśmienita.
Czekamy na sałatkę szefa, którą najlepiej przyrządza, jak twierdzi Andrzej, jego dziewczyna Magda. Może kiedyś będzie okazja się spotkać i popróbować. Pozdrawiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz