Nie, nie były kolego, partnerami, jak to ładnie określiłeś, to my na pewno nie będziemy i to wcale nie z powodu, że ja spędziłem większość życia w Polsce, a ty w Kanadzie. Miejsce zamieszkania akurat nie ma tu nic do rzeczy. Partnerami nie będziemy, bo po prostu nie można ci ufać, nie masz zdolności honorowych, nie cenisz danego słowa i złożonej obietnicy.
Szkoda, że mu tego nie powiedziałem, ale co tam, mam to w d...e i cieszę się, bo zapewne był to nasz ostatni kontakt. Przecież nie dogaduje się z Polakami :-)
Gdzie tam - zadzwonił. Kilka standardowych głupich pytań i przejście do rzeczy. Mam zamiar wpaść na Trynidad na kilka dni, może was odwiedzę - mówi.
Byłem zdziwiony - po co lecisz na Trynidad? Już tu byłeś. Co on znowu knuje, myślę.
A wiesz, wiza mi się kończy i muszę opuścić Wenezuelę na chwilę. Poza tym córka do mnie przylatuje, a loty z Kanady na TT są w o wiele lepszej cenie niż na Margaritę.
Czyli nic nowego, musi wyjechać, a my jesteśmy niejako "przy okazji". Pewnie sądzi, że go przenocujemy, ale raczej nie nie ma na co liczyć, nie zdążę wykuć dla niego dziury w betonie pod łódką ;-).
Jak się okazuje warto jednak dla tych paru dolców znowu "podogadywać się z Polakami".
Powiem szczerze - ucieszyłem się. Co więcej nadal się cieszę i czekam z utęsknieniem na jego przylot. To czego nie uważałem za stosowne powiedzieć przez skype'a czy telefon będę miał szansę powiedzieć patrząc mu w gębę. Tylko co z tego? On i tak niczego nie zrozumie, przecież "po trzydziestu latach w Kanadzie" ...... ble, ble, ble.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz