poniedziałek, 14 października 2013

Doniesienia z frontu (64))

Ciężko zmusić się do pisania, gdy niewiele układa się po myśli, a każda wyprawa na internet to .... wyprawa.
W każdym bądź razie - uszczelka, która kupiłem do silnika jednak nie jest dobra. Jestem ciemniak w tych sprawach, więc przyjąłem za dobrą monetę, że dostaję uszczelkę do oleju, chociaż mówiłem, że ma być do pompy wody słonej. Pomyślałem, że skoro mi taką dają to się nadaje. A się nie nadaje. Problemem jest mała sprężynka, która w uszczelkach "olejowych" może być z normalnej stali, a w uszczelkach do wody morskiej musi być z czegoś nierdzewnego. Stali lub jakiegoś stopu.
W każdym bądź razie zakładam to co mam ze świadomością, ze będę musiał to niezadługo wymienić. Szkoda tylko poświęconego na to wszystko czasu i wysiłku. Jutro próba generalna,
Mieliśmy też tutaj trzęsienie ziemi. Nie w przenośni tylko w naturze. Nie pisałbym o tym, bo to w sumie nic rzadkiego. Karaiby to rejon sejsmicznie aktywny i parę tych trzęsień już tu mieliśmy. Ostatnie wyróżniło się siłą - było naprawdę nieźle i tym, że byliśmy na wodzie, więc "odczucia" były inne. Na wodzie nie trzęsie. Najpierw usłyszeliśmy dudnienie jakby włączonego silnika. Poderwałem się myśląc jednocześnie - "co ta Ola wyprawia" i "nic nie wyprawia, bo silnik jest rozebrany". Po chwili załapałem, że to trzęsienie i wyskoczyłem na pokład akurat w momencie gdy fala sejsmiczna dotarła i maszty w marinach "zagrały". Ładnie się rozdzwoniło. Liny waliły o siebie i maszty, hałas był spory. Nas to niewiele obeszło, ale godzinkę później, gdy jechaliśmy na prysznic, spotkaliśmy grupki rozdyskutowanych ludzi omawiających to "wydarzenie". Pytali nas jak to odebraliśmy  na wodzie, a my z minami doświadczonych w boju weteranów tłumaczyliśmy żółtodziobom, że nie ma o czym mówić i czym się podniecać ;-)
Okazało się, ze epicentrum było gdzieś na morzu pomiędzy Trynidadem. a Gujaną.
Musimy wspomnieć, że udało nam się zobaczyć prawdziwą mantę, Nie ogończę, która to ostatnio czepiała się wędki, ale prawdziwego diabła morskiego. I to jak zwykle w najmniej spodziewanym miejscu, na molo przy knajpie w Power Boats. Nie widzieliśmy jej dopóki nie podniosła się z dna, podpłynęła pod powierzchnię, zafalowała skrzydłami i ..... tyle ją widzieli. Ale wrażenie było ogromne.Ta ryba pięknie się porusza, jakby latała w wodzie.
Potęp prac to zamocowany kosz dziobowy i rozpoczęty montaż największej z knag, którą to mam zamiar przymocować zaraz za wyciągarką, w osi jachtu.
Nowych paneli jeszcze nie zamocowałem, ale już je prowizorycznie podłączyłem. Daje nam to trochę większy komfort energetyczny, ale prądu wciąż trochę za mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz